Gatunek: thriller psychologiczny
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 528
Tłumaczenie: U. Pacanowska Skogqvist
Do "Dzieci sekty" podchodziłam z dużym ociąganiem. Z jednej strony bardzo chciałam wrócić do historii Sofii i tupałam nóżkami do czasu premiery ostatniego tomu trylogii, z drugiej zaś strasznie nie chciałam się rozstawać ze znanymi już bohaterami, bo zwyczajnie się przywiązałam. Po kilku tygodniach w końcu się przemogłam i zabrałam za lekturę.
Tłumaczenie: U. Pacanowska Skogqvist
Cześć kochani,
dawno nie było postu, w którym recenzowałabym książkę z gatunku thriller psychologiczny. Tak się złożyło, że przez jakiś czas miałam sporą awersję do tego gatunku i nie potrafiłam znaleźć dla siebie odpowiedniego tytułu, który by mnie zachęcił. W końcu jednak postanowiłam jednak skończyć trylogię skandynawską, która od pierwszych stron "Sekty z wyspy mgieł" rzuciła mnie na kolana. Czy "Dzieci sekty" są idealnym zakończeniem historii Sofii? Czy może Franz Oswald w końcu się zmienił i nawrócił? Zaraz się o tym przekonamy.
Moja opinia...
Do "Dzieci sekty" podchodziłam z dużym ociąganiem. Z jednej strony bardzo chciałam wrócić do historii Sofii i tupałam nóżkami do czasu premiery ostatniego tomu trylogii, z drugiej zaś strasznie nie chciałam się rozstawać ze znanymi już bohaterami, bo zwyczajnie się przywiązałam. Po kilku tygodniach w końcu się przemogłam i zabrałam za lekturę.
"Można słuchać opinii innych ludzi w nieskończoność, ale oceniać można jedynie na podstawie własnych doświadczeń."
Zacznijmy opinię od narracji. Jest ona ustawiona w dwóch strefach czasowych. Z jednej strony obserwujemy historię Sofii w narracji trzecioosobowej opowiadaną w czasie teraźniejszym, z drugiej zaś mamy pierwszoosobową z perspektywy jednego z synów Oswalda o przeszłych wydarzeniach. Brzmi to nadzwyczaj ciekawie, bo zwykle to co się dzieje w czasie teraźniejszym jest w narracji pierwszoosobowej, a tu taki psikus nam zaserwowała autorka :)
Zdecydowanie lepiej zapoznać się z wcześniejszymi tomami tej serii, bo choć wydarzenia w tej powieści dzieją się po losach Sofii z drugiego tomu, to jednak są wątki nawiązujące do poprzednich części.
Sofię poznajemy na nowo po kilkudziesięciu latach w nowej roli - matki oraz żony Benjamina. Na jej drodze dość niespodziewanie ponownie trafia Franz Oswald, który wyszedłszy z więzienia nadal ma niesamowitą słabość do kobiety, jej życia oraz... córki - Julii.
Zdecydowanie postać Franza jest w całej serii najlepiej nakreślona - psychopatyczny stalker z manią wyższości. Jeśli szukacie tego typu postaci w przykładach literackich, Franz będzie idealnym przedstawicielem tego gatunku.
W "Dzieciach sekty" wielokrotnie naiwność Sofii sprawiała, że odkładałam książkę na bok, aby przetrawić jej zachowanie. To, w jaki sposób wychowywała dziecko wraz z Benjaminem, jak niektóre wydarzenia przechodziły obok niej - jakby była niewzruszona na krzywdę własnego dziecka, sprawiały wielokrotnie, że włos mi się jeżył na głowie. Wielokrotnie było dla mnie niepojętym, jak matka może być tak nieczuła.
W pewnym sensie w Sofii wyczułam nutę "oswaldową". Miała coś z Franza względem własnego dziecka. Niby z jednej strony bała się o córkę, próbowała ją chronić, z drugiej zaś to, co się przydarzało Julii, ukazywało niekiedy, iż tak naprawdę jej nie zależy na córce.
Zdecydowanie pozytywnym akcentem w tej powieści jest wątek Thora - chłopca, który dorastał w ViaTerra i był... Jednym z synów Oswalda. Ciekawym zabiegiem było ukazanie, jak mózg dziecka jest chłonny na nowe doznania oraz otoczenie. Pokazanie jak dziecko uczy się, a następnie zmienia oraz dostrzega jego mikroświat z wszelkimi zaletami i wadami, był bardzo ciekawym zabiegiem, na który zdecydowanie warto zwrócić uwagę.
Bardzo się cieszę, że seria o sekcie ViaTerra się już zakończyła i jest wielkie prawdopodobieństwo, że autorka nie pokusi się o jakiś prequiel, sequiel itp. Myślę, że zakończenie było dość przewidywalne, ale cała powieść sama w sobie trzymała w napięciu. Odkładając "Dzieci sekty" miałam ochotę powiedzieć autorce "dobra robota, Mariette". Zważywszy na fakt, że cała seria została napisana przez debiutantkę, która wymsknęła się mackom sekty, trzeba oddać jedno: czuć od pierwszych stron każdego tomu, że mamy styczność z czymś co postronnemu człowiekowi nie mieści się w głowie.
A jeśli jesteś ciekaw poprzednich opinii dotyczących książek "Sekta z wyspy mgieł" oraz "Powrót sekty" zapraszam do kliknięcia w poszczególny tytuł, który przeniesie do recenzji na blogu :)
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las.
Zdecydowanie lepiej zapoznać się z wcześniejszymi tomami tej serii, bo choć wydarzenia w tej powieści dzieją się po losach Sofii z drugiego tomu, to jednak są wątki nawiązujące do poprzednich części.
Sofię poznajemy na nowo po kilkudziesięciu latach w nowej roli - matki oraz żony Benjamina. Na jej drodze dość niespodziewanie ponownie trafia Franz Oswald, który wyszedłszy z więzienia nadal ma niesamowitą słabość do kobiety, jej życia oraz... córki - Julii.
Zdecydowanie postać Franza jest w całej serii najlepiej nakreślona - psychopatyczny stalker z manią wyższości. Jeśli szukacie tego typu postaci w przykładach literackich, Franz będzie idealnym przedstawicielem tego gatunku.
W "Dzieciach sekty" wielokrotnie naiwność Sofii sprawiała, że odkładałam książkę na bok, aby przetrawić jej zachowanie. To, w jaki sposób wychowywała dziecko wraz z Benjaminem, jak niektóre wydarzenia przechodziły obok niej - jakby była niewzruszona na krzywdę własnego dziecka, sprawiały wielokrotnie, że włos mi się jeżył na głowie. Wielokrotnie było dla mnie niepojętym, jak matka może być tak nieczuła.
W pewnym sensie w Sofii wyczułam nutę "oswaldową". Miała coś z Franza względem własnego dziecka. Niby z jednej strony bała się o córkę, próbowała ją chronić, z drugiej zaś to, co się przydarzało Julii, ukazywało niekiedy, iż tak naprawdę jej nie zależy na córce.
Zdecydowanie pozytywnym akcentem w tej powieści jest wątek Thora - chłopca, który dorastał w ViaTerra i był... Jednym z synów Oswalda. Ciekawym zabiegiem było ukazanie, jak mózg dziecka jest chłonny na nowe doznania oraz otoczenie. Pokazanie jak dziecko uczy się, a następnie zmienia oraz dostrzega jego mikroświat z wszelkimi zaletami i wadami, był bardzo ciekawym zabiegiem, na który zdecydowanie warto zwrócić uwagę.
Bardzo się cieszę, że seria o sekcie ViaTerra się już zakończyła i jest wielkie prawdopodobieństwo, że autorka nie pokusi się o jakiś prequiel, sequiel itp. Myślę, że zakończenie było dość przewidywalne, ale cała powieść sama w sobie trzymała w napięciu. Odkładając "Dzieci sekty" miałam ochotę powiedzieć autorce "dobra robota, Mariette". Zważywszy na fakt, że cała seria została napisana przez debiutantkę, która wymsknęła się mackom sekty, trzeba oddać jedno: czuć od pierwszych stron każdego tomu, że mamy styczność z czymś co postronnemu człowiekowi nie mieści się w głowie.
"Wierzyć oznacza ufać czemuś, choć nie ma się pewności, że to prawda."
Dla kogo?
Na pewno dla osób, które czytały poprzednie tomy. Bez wiedzy o tym co się działo wcześniej, momentami może być problem z wyłapaniem delikatnych niuansów dotyczących relacji pomiędzy Sofią i Franzem.Moja ocena...
"Dzieci sekty" od samego początku do końca trzymały w napięciu, choć troszkę poza połową można mieć już pewne domysły odnośnie zakończenia przynajmniej jednego wątku. Powieść jest ciekawie napisana, miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale całościowo, jak na książkę kończącą pewien cykl wyszło nieźle. 7/10 będzie uczciwą oceną i gorąco zachęcam do zapoznania się z całą serią, a ja z chęcią poznam kolejne książki, który wyszły spod pióra Mariette Lindstein.A jeśli jesteś ciekaw poprzednich opinii dotyczących książek "Sekta z wyspy mgieł" oraz "Powrót sekty" zapraszam do kliknięcia w poszczególny tytuł, który przeniesie do recenzji na blogu :)
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las.