Cześć kochani, z okazji 29 urodzin, które obchodzę właśnie dziś, tj 29 czerwca, chciałabym się z Wami podzielić 29 faktami o mnie. Prawdopodobnie o nich nie macie pojęcia i żaden nie będzie dotyczył książek oraz tematów okołoksiążkowych. No to zaczynamy :) 1. Boję się wody. Od małego brzdąca...
Tytuł: "Trzy i pół sekundy"
Gatunek: obyczajowa
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 311
W tej pozycji dotkniemy wszystkich aspektów życia i śmierci. Książka jest bardzo ludzka, dotyka prozy życia codziennego, a autorka umiejętnie przechodzi od jednej emocji do drugiej. Czasem rzuca i przejeżdża po nas jak walec, po czym głaszcze delikatnie po głowie dając nadzieję pisaną między wierszami, twierdząc że "wszystko będzie dobrze". "Trzy i pół sekundy" pokazuje, że tak na prawdę nie da się wszystkiego zaplanować w życiu, że los potrafi nam spłatać figla w najmniej oczekiwanym momencie i powinniśmy być na te niespodzianki mimo wszystko przygotowani, aby móc je pokonać i przetrwać.
Sięgając po tę pozycję czułam podskórnie, że pudełko chusteczek będzie musiało być cały czas pod ręką i tak rzeczywiście było. Polubiłam i Grace, i Toma. Również malutką Chloe, która odegrała mniejszą, choć znaczącą rolę w tej powieści. Czułam ból po stracie rodzica, a także wyczuwałam trudności w momencie kiedy to oboje próbowali się podnieść z emocjonalnego dołu. Z jednej strony było to przytłaczające, z drugiej zaś potrafiło mimo wszystko podbudować czytelnika, pokazać mu, że w każdej sytuacji można znaleźć światełko, którym należy podążać, aby stanąć na nogi.
Poniekąd jest to książka o stracie najbliższych, jednak wydaje mi się, że autorka próbowała pokazać, że każdy może przeżyć żałobę w taki sposób, jak mu się podoba/jak tak na prawdę odczuwa na dany moment. I czy będzie ona trwać tydzień, miesiąc, rok, nikt nie powinien nam tego zabronić. A także widać w tej książce starą prawdę, że czas leczy rany, nawet te najgłębsze, jednak pamięć o najbliższych na zawsze pozostaną w naszych sercach.
Co ważne, książka ta niesie ze sobą bardzo ważne przesłanie i uczy. Uczy na co zwracać uwagę podczas choroby. Zaznacza, jak sepsa jest groźną reakcją organizmu. Tak na prawdę, wiele razy słyszałam w telewizji, czy czytałam w internecie, że ktoś zmarł w wyniku sepsy, jednak nigdy nie dowiedziałam się jak tę "chorobę" można wykryć, jakie ma objawy i co należy robić, gdy zacznie się ujawniać. Dzięki tej pozycji już nigdy nie pomylę je z grypą i stanę się bardziej wyczulona. Dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu, że miałam dzięki Wam okazję przeczytać tę pozycję, którą z pewnością będę polecać znajomym i najbliższym!
A za egzemplarz recenzencki chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Kobiecemu.
Odkąd tylko usłyszałam, że Wydawnictwo Kobiece ma zamiar wydać tę pozycję, od razu stwierdziłam, że muszę ją przeczytać i zrecenzować. Książki, które mają w sobie pierwiastek cierpienia, bólu czy typowego katharsis przyciągają mnie do siebie jak magnes, ponieważ lubię od czasu do czasu oczyścić się ze złych emocji, aby móc znów wrócić do lżejszych książkowych tematów i historii.
Troszkę o treści..
Grace i Tom to szczęśliwe i zgodne małżeństwo, żyjące dniem za dniem. Mieszkają pod Londynem, unikając wielkomiejskiego zgiełku i wychowują trzyletnią córeczkę Chloe. Sielankową scenerię zakłóca pojawiająca się do dość przypadkowa choroba jaka dotyka małą dziewczynkę. Po zabiegu chirurgicznym, Chloe dostaje sepsy i umiera. Od tego momentu życie Grace i Toma całkowicie się zmienia. Czy uda im się przeżyć żałobę córki bez szwanku na psychice? Czy będą w stanie na nowo odżyć? Tego nie zdradzę, musicie koniecznie przeczytać.Moja opinia...
"Trzy i pół sekundy" nie jest trudną w odbiorze pozycją. Styl pisania autorki jest przystępny, wręcz sielankowy. Amanda Prowse ma zdecydowanie lekkie pióro, choć opisuje historię ciężką i skomplikowaną emocjonalnie dla bohaterów, w której nadmiar sprzecznych uczuć targających czytelnikiem może zdusić, zdeptać, aby pod koniec dodatkowo stłamsić. Jednakże te emocje zostają nam dozowane w delikatny sposób przez całą powieść. Jest to zdecydowanie jedna z tych książek, które trzeba odchorować po jej przeczytaniu.W tej pozycji dotkniemy wszystkich aspektów życia i śmierci. Książka jest bardzo ludzka, dotyka prozy życia codziennego, a autorka umiejętnie przechodzi od jednej emocji do drugiej. Czasem rzuca i przejeżdża po nas jak walec, po czym głaszcze delikatnie po głowie dając nadzieję pisaną między wierszami, twierdząc że "wszystko będzie dobrze". "Trzy i pół sekundy" pokazuje, że tak na prawdę nie da się wszystkiego zaplanować w życiu, że los potrafi nam spłatać figla w najmniej oczekiwanym momencie i powinniśmy być na te niespodzianki mimo wszystko przygotowani, aby móc je pokonać i przetrwać.
Sięgając po tę pozycję czułam podskórnie, że pudełko chusteczek będzie musiało być cały czas pod ręką i tak rzeczywiście było. Polubiłam i Grace, i Toma. Również malutką Chloe, która odegrała mniejszą, choć znaczącą rolę w tej powieści. Czułam ból po stracie rodzica, a także wyczuwałam trudności w momencie kiedy to oboje próbowali się podnieść z emocjonalnego dołu. Z jednej strony było to przytłaczające, z drugiej zaś potrafiło mimo wszystko podbudować czytelnika, pokazać mu, że w każdej sytuacji można znaleźć światełko, którym należy podążać, aby stanąć na nogi.
Poniekąd jest to książka o stracie najbliższych, jednak wydaje mi się, że autorka próbowała pokazać, że każdy może przeżyć żałobę w taki sposób, jak mu się podoba/jak tak na prawdę odczuwa na dany moment. I czy będzie ona trwać tydzień, miesiąc, rok, nikt nie powinien nam tego zabronić. A także widać w tej książce starą prawdę, że czas leczy rany, nawet te najgłębsze, jednak pamięć o najbliższych na zawsze pozostaną w naszych sercach.
Co ważne, książka ta niesie ze sobą bardzo ważne przesłanie i uczy. Uczy na co zwracać uwagę podczas choroby. Zaznacza, jak sepsa jest groźną reakcją organizmu. Tak na prawdę, wiele razy słyszałam w telewizji, czy czytałam w internecie, że ktoś zmarł w wyniku sepsy, jednak nigdy nie dowiedziałam się jak tę "chorobę" można wykryć, jakie ma objawy i co należy robić, gdy zacznie się ujawniać. Dzięki tej pozycji już nigdy nie pomylę je z grypą i stanę się bardziej wyczulona. Dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu, że miałam dzięki Wam okazję przeczytać tę pozycję, którą z pewnością będę polecać znajomym i najbliższym!
Cytaty
Nie ukrywam, że wśród łez wzruszenia było mi ciężko czytać i skupiać się na cytatach. Zapewne będę musiała jeszcze raz przeczytać na spokojnie książkę w wolnej chwili. Mimo wszystko, cztery cytaty zwróciły swoją uwagę:
"Odczuwasz okropny ból, przez który nie jesteś w stanie funkcjonować, ale nagle odkrywasz, że on nigdy nie minie, więc masz dwa wyjścia: albo na zawsze położyć się w zaciemnionym pokoju i nic nie robić, albo próbować nauczyć się z nim żyć i dalej pchać swój wózek."
"Wydaje się, że jesteśmy tak powykręcani i połamani, że bez względu na to, jak byśmy się nie starali, nie możemy się z powrotem dopasować, bo teraz oboje mamy już inne kształty."
"Straszliwe rzeczy, które nas niszczą są decyzjami podjętymi przez kogoś lub coś większego od nas i nie jesteśmy w stanie ich pojąć, a już z pewnością nie mamy mocy ich zmieniać..."
"Po sięgnięciu dna najmroczniejszej otchłani odbicie się od niego i powrót na powierzchnię wymagają wyjątkowej siły."
Ocena końcowa...
Nie sposób tej książki ocenić źle. Jest opowieścią o stracie, o bólu, o podnoszeniu się z dna i kolan. Jest też o nadziei na lepsze jutro i o prozie życia. O tym, że coś się zaczyna, ale też że coś się w pewnym momencie kończy. Jest to przepiękna historia, którą niejeden czytelnik okrasi łzą wzruszenia. Polecam nie tylko rodzicom małych dzieci, ale każdej osobie, każdemu czytelnikowi, ponieważ historia z książki może się przydarzyć każdemu z nas. A ode mnie nie może być inaczej jak pierwsza dycha w karierze recenzowania! 10/10! Na prawdę polecam!A za egzemplarz recenzencki chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Kobiecemu.
czerwca 27, 2017
No komentarze
Tytuł: "Hygge. Klucz do szczęścia"
Gatunek: poradnik
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarna Owca
Ilość stron: 288
Biorąc książkę w rękę uderza w nas jedno - przepiękna okładka, bardzo designerska i taka... typowo skandynawska(jeśli wiecie co mam na myśli). Piękne na niej wytłoczenia dodatkowo sprawiają, że ma się chęć dłużej ją macać, dotykać i przyglądać się wzorom na niej. Kolejnym atutem tej pozycji jest niewątpliwie jej nieszablonowy rozmiar. Zdecydowanie mniejsza, w twardej oprawie. Na pewno nie zniszczy się podczas czytania i będziemy się z niej cieszyć latami.
Bardzo fajnie, że autor podzielił książkę na rozdziały, w których zawarł całe sedno i sens "hygge" w różnych dziedzinach życia.
Ta pozycja jest nie tylko dla fanów "hygge", ale również dla osób chcących dowiedzieć się, czy rzeczywiście Duńczycy to naród szczęśliwy i na czym polega ich tajemnica szczęśliwości.
Przy tej książce spędziłam miło czas, poznałam kilka ciekawych trików, które w przyszłości na pewno zastosuję w domu i tak na prawdę to nie wiedziałam, że od kilku lat żyję właściwie zgodnie z duchem "hygge".
"Zawsze znajduj czas na małe przyjemności, to z nich zbudowane jest duże szczęście"
To będzie moja pierwsza recenzja tego typu książki i nie jestem pewna czy do końca mi się uda dokonanie opinii: po pierwsze w miarę obiektywnej, a po drugie wyczerpującej.
Jeśli jeszcze nie wiecie, to za chwilę się dowiecie - nie przepadam za wszelkiego rodzaju poradnikami, z których atakują nas - czytelników tytuły w stylu jak mamy żyć, jak się ubrać by wyglądać modnie, jak naprawić związek, jak być zdrowym, jak zaoszczędzić czas, jak mieć zdrowe dzieci czy nawet jak zasznurować buta. Tytuły w tym stylu odrzucają mnie na samym wstępie i tego typu półki w księgarniach omijam bardzo szerokim łukiem. Czasem zastanawiam się, czy rzeczywiście takie pozycje mają grono wielbicieli i tzw. target.
Jakieś pół roku temu spotkałam się z przedziwnym pojęciem, które biło w oczy z praktycznie każdego bloga. Magiczne słowo - "HYGGE", które zapewne do dziś źle wymawiam. Wiele osób pisało "to takie hygge", "jak zrobić wieczór w stylu hygge?", "jak zaprojektować dom w stylu hygge?", "uwielbiam hygge!". Hygge, hygge, hygge - wszędzie Hygge. Czy ludzie powariowali? Jakaś czarna magia? No nic, postanowiłam wgłębić się po czasie w temat, bo niedawno zaczęły mnie atakować z kolei książki o tej tematyce, które zaczęły pojawiać się na półkach jak grzyby po deszczu. Innymi słowy stała się modą na temat hygge.
Biorąc książkę w rękę uderza w nas jedno - przepiękna okładka, bardzo designerska i taka... typowo skandynawska(jeśli wiecie co mam na myśli). Piękne na niej wytłoczenia dodatkowo sprawiają, że ma się chęć dłużej ją macać, dotykać i przyglądać się wzorom na niej. Kolejnym atutem tej pozycji jest niewątpliwie jej nieszablonowy rozmiar. Zdecydowanie mniejsza, w twardej oprawie. Na pewno nie zniszczy się podczas czytania i będziemy się z niej cieszyć latami.
Bardzo fajnie, że autor podzielił książkę na rozdziały, w których zawarł całe sedno i sens "hygge" w różnych dziedzinach życia.
"Popularne duńskie powiedzenie głosi, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie"
Ta pozycja jest nie tylko dla fanów "hygge", ale również dla osób chcących dowiedzieć się, czy rzeczywiście Duńczycy to naród szczęśliwy i na czym polega ich tajemnica szczęśliwości.
Przy tej książce spędziłam miło czas, poznałam kilka ciekawych trików, które w przyszłości na pewno zastosuję w domu i tak na prawdę to nie wiedziałam, że od kilku lat żyję właściwie zgodnie z duchem "hygge".
Ocena końcowa...
Jak dla mnie książka zasługuje na bardzo mocne 9/10, choć prawie się skłaniałam ku dziesiątce! a to o czymś świadczy. Nie znalazłam w niej chyba żadnego minusa i szczerze polecam! Przeczytajcie, a poznacie sekret szczęśliwości według Duńczyk, który może i Was przekona do zmiany trybu życia i podejścia do codzienności :)
czerwca 26, 2017
No komentarze
Tytuł: "WIERNY. Jego próba" "WIERNY. Jego droga"
Gatunek: literatura young adult
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 219 | 229
Czytaliście tę historię? Co o niej sądzicie?
Cześć,
dziś postanowiłam się pokusić o kolejną zbiorczą recenzję, ponieważ nie widzę sensu rozdzielać książki na dwie osobne opinie, skoro mówią o jednej historii(aż dziwi mnie, że wydawnictwo zdecydowało się ją rozdzielić). Obie książeczki wpadły w moje ręce z tzw. drugiej ręki, bo z antykwariatu :)
dziś postanowiłam się pokusić o kolejną zbiorczą recenzję, ponieważ nie widzę sensu rozdzielać książki na dwie osobne opinie, skoro mówią o jednej historii(aż dziwi mnie, że wydawnictwo zdecydowało się ją rozdzielić). Obie książeczki wpadły w moje ręce z tzw. drugiej ręki, bo z antykwariatu :)
Troszkę o treści...
Młoda pielęgniarka Santa jest oddana swojej pracy i nie myśli o miłości, bowiem kiedyś w przeszłości została skrzywdzona. Dziewczyna nie chce, by jakikolwiek mężczyzna wtargnął do jej spokojnego i w miarę ułożonego życia. Jednak nagle jej pozorny spokój zakłóca Nash - artysta z salonu tatuażu - kiedyś już sprawił jej ból, gdy byli nastolatkami i wywrócił jej świat do góry nogami...
Moja opinia...
Zważywszy, że w międzyczasie czytałam równolegle trudniejsze i ambitniejsze pozycje, ta była miłą i przyjemną odskocznią, choć nie obyło się bez błędów - przede wszystkim logicznych (37 miesiąc ciąży???).
Styl w obu książeczkach był lekki, dzięki czemu szybko się czytało i nie miało się wrażenia, że treść czy historia nas męczy. To jest jak najbardziej na plus. Podczas czytania nie myślimy o tym, ile jeszcze do końca, tylko raczej "to już koniec?" Właśnie dlatego lubię czasem przeczytać takie książeczki, które bardziej umilają wieczór niż próbują na siłę tworzyć aurę ambitnych dzieł.
Santa - główna bohaterka była momentami strasznie denerwująca. Ukryta w niej zadra z czasów młodości, niejednego mężczyznę tak na prawdę doprowadziłaby do szewskiej pasji. Miota się, jest chaotyczna w stosunku do tego co czuje i kreuje się na typową "szarą myszkę". Z drugiej strony dziwi mnie upartość Nasha - typowego bad boya - w stosunku do dziewczyny. To musiała być rzeczywiście miłość, bo nie jestem w stanie wytłumaczyć jego determinacji i podejścia do Santy.
Osobiście lubię, gdy książka nie jest przepełniona zbyt długimi opisami, a obie pozycje Jay Crownover do takich zdecydowanie należą. Tu królują przede wszystkim dialogi i akcja. Gdy się pojawiają opisy, to są głównie emocjonalne wywody, aniżeli zachwalanie piękna otaczającej przyrody, co uważam osobiście za plus tej książki. Mamy okazję wczuć się w bohaterów i zrozumieć ich postępowanie względem siebie.
I ostatnia rzecz, której nie powinno się oceniać, ale według mnie robi dużo dla obu pozycji, to okładki. Bardzo romantyczne, stonowane, utrzymane w szarościach, które nota bene uwielbiam.
Santa - główna bohaterka była momentami strasznie denerwująca. Ukryta w niej zadra z czasów młodości, niejednego mężczyznę tak na prawdę doprowadziłaby do szewskiej pasji. Miota się, jest chaotyczna w stosunku do tego co czuje i kreuje się na typową "szarą myszkę". Z drugiej strony dziwi mnie upartość Nasha - typowego bad boya - w stosunku do dziewczyny. To musiała być rzeczywiście miłość, bo nie jestem w stanie wytłumaczyć jego determinacji i podejścia do Santy.
Osobiście lubię, gdy książka nie jest przepełniona zbyt długimi opisami, a obie pozycje Jay Crownover do takich zdecydowanie należą. Tu królują przede wszystkim dialogi i akcja. Gdy się pojawiają opisy, to są głównie emocjonalne wywody, aniżeli zachwalanie piękna otaczającej przyrody, co uważam osobiście za plus tej książki. Mamy okazję wczuć się w bohaterów i zrozumieć ich postępowanie względem siebie.
I ostatnia rzecz, której nie powinno się oceniać, ale według mnie robi dużo dla obu pozycji, to okładki. Bardzo romantyczne, stonowane, utrzymane w szarościach, które nota bene uwielbiam.
Cytaty...
Na szczęście w obu książkach jest mnóstwo pięknych cytatów o miłości, o życiu. Poniżej umieściłam moje pięć topowych, które najbardziej mnie urzekły.
"Przytrafiają się nam różne rzeczy, dobre i złe, ale w gruncie rzeczy chodzi o tego, kogo kochasz. O człowieka w tym kimś, bez którego nie możesz żyć, a nie sumę tego, co zrobił czy czego nie zrobił."
"Nie możesz uciec przed uczuciami - nawet jeśli niektóre z nich cię przerażają - bo miłość otwiera nas na odczuwanie emocji, o których nie mieliśmy pojęcia."
"Bagaż przeszłości bywa ciężki i czasami cholernie nieporęczny, a liczne zakręty i wyboje sprawiały, że miało się czasem ochotę zboczyć z raz obranej drogi."
"Z miłością nie ma negocjacji. Kiedy ci się przydarza, przesłania ci wszystko."
"Nie możesz w miłości kierować się doświadczeniami z dzieciństwa. Miłość do kogoś, kogo chcesz kochać przez całe życie, to coś innego, to inna siła niż miłość do rodziny. Więzy, które wtedy powstają mogą okazać się nierozerwalne."
Ocena końcowa...
Obie książki są dobrymi pozycjami, łączącymi ze sobą elementy typowej literatury kobiecej. Jest w nich miłość, są uczucia, emocje, pasja... Jednakże technicznie, wydawnictwo zrobiło jak dla mnie za dużo błędów. Wiem, że to nie wynika z winy autorki, ale jakość czytania raptownie spada, dlatego daję ode mnie 6/10 dla każdej pozycji.Czytaliście tę historię? Co o niej sądzicie?
czerwca 21, 2017
No komentarze
Tytuł: "Upadek Nadziei"
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantasy
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Dygresje
Ilość stron: 180
Uwielbiam czytać debiuty młodych autorów, ponieważ niosą ze sobą ziarenko niepewności i ciekawości. Nie znając ich mamy przed sobą zagadkę i w głowie kłębią się różne pytania: jaki autor ma styl? Czy książka się spodoba? Czy historia, jaką stworzył autor będzie ciekawa, logiczna i składna? Są to jak najbardziej słuszne obawy, bo jednak znane nazwiska są symbolem jakości. Z drugiej strony po znanych nazwiskach wiemy czego się możemy spodziewać, ale przecież i oni kiedyś od jakiegoś debiutu zaczynali i miło patrzeć jak z każdą kolejną książką ich styl ewoluował.
Z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po książkę Kacpra Rybińskiego "Upadek Nadziei", której egzemplarz został mi udostepniony dzięki Wydawnictwu Dygresje.
Z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po książkę Kacpra Rybińskiego "Upadek Nadziei", której egzemplarz został mi udostepniony dzięki Wydawnictwu Dygresje.
Troszkę o treści...
Młoda handlarka Rita, miła i sympatyczna młoda dziewczyna, poznaje na straganie Tero - drobnego złodziejaszka, który nie zna innego sposobu na życie, i któremu to wiele kradzieży idzie na sucho ze względu na jego młody wiek. Ich spotkanie rozpoczyna przygodę życia. Oboje jednak nie wiedzą jednego. Już wkrótce Nadzieja wraz z mieszkańcami zostanie zniszczona. Czy uda się im przetrwać i uciec? Tego nie zdradzę, musicie koniecznie przeczytać :)
Moja opinia...
Jak na debiut, to muszę jednoznacznie stwierdzić, że styl pisania Kacpra Rybińskiego jest bardzo przyjemny, nie przynudza długimi opisami i interesująco prowadzi historię, którą stworzył. Gdy czytałam "Upadek Nadziei" niejednokrotnie na myśl mi przychodziła twórczość Zafona(np. "Miasto mgły") - nie wiem czy młody autor inspirował się starszym kolegą, ale podświadomie wyczuwałam podobny klimat w obu książkach.
Jest to pozycja z gatunku przygody z elementami fantastyki. Czytając uśmiechamy się widząc oczami wyobraźni znane postaci. Znajdziemy tutaj bowiem i Szeherezadę, i latający dywan, i lampę Alladyna z wyskakującym dżinem czy nawet Sindbada Żeglarza. Dodatkowo elementy fantastyki w postaci tajemniczej wiedźmy na pewno spodobają się niejednemu czytelnikowi.
W "Upadku nadziei" mamy interesujące tło biegu wydarzeń. Trzy krainy: Wodne Ogrody, Słoneczna dzielnica i Beznadzieja. W książce akcja dzieje się przede wszystkim w dwóch ostatnich. Widać w tej pozycji jak bardzo zostało podzielone społeczeństwo według klasy posiadania i zamożności i jak w prosty sposób można zostać wrzuconym do niższej klasy. W najniższej klasie - Beznadziei - odbywa się tam swego rodzaju walka o przetrwanie.
Książka ta ukazuje przede wszystkim, że ludzie, którzy są w beznadziejnej sytuacji zawsze będą się wspierać i wzajemnie sobie pomagać. Mimo przeciwności losu, zawsze znajdzie się dobra dusza, nasz najlepszy przyjaciel, który wspomoże nas w gorszych momentach. Jak również wskazuje na fakt, iż popełnianie błędów jest rzeczą ludzką, ale bardzo ważne jest, abyśmy potrafili również wybaczać błędy popełnione przez naszych najbliższych lub tych na których nam naprawdę zależy.
Dodatkowym atutem tej pozycji są ilustracje, które zaskoczą niejednego czytelnika. Bardzo fajnie oddają charakter miejsc i tła. A także zakończenie książki jest niewątpliwie jej dużym atutem - nie jest banalne i wprowadza element zaskoczenia.
A za egzemplarz dziękuję Wydawnictwo Sorus i Dygresje.
Dodatkowym atutem tej pozycji są ilustracje, które zaskoczą niejednego czytelnika. Bardzo fajnie oddają charakter miejsc i tła. A także zakończenie książki jest niewątpliwie jej dużym atutem - nie jest banalne i wprowadza element zaskoczenia.
Cytaty
Ciekawych cytatów za dużo nie znalazłam, ponieważ było sporo akcji jak na tak cienką pozycję, jednak ten jeden przykuł moją uwagę na dłużej:
"Gdy na niebie jest tęcza, nie trzeba płakać. Bo tęcza symbolizuje nadzieję."
Ocena końcowa...
Książka Kacpra Rybińskiego jest połączeniem wielu ciekawych elementów, które składają się na całość, tworząc interesującą pozycję na jeden wieczór. Jest to dobra książka zarówno dla dorosłego, jak i młodszego czytelnika. Uczy, bawi, wprowadza nas w charakterystyczny świat, który pozostanie w naszej wyobraźni jeszcze przez jakiś czas. Dla mnie książka ta zasługuje na bardzo mocne 8/10. Liczę, że Kacper na tej jednej pozycji nie poprzestanie i jeszcze kiedyś uda mi się coś z jego twórczości przeczytać.A za egzemplarz dziękuję Wydawnictwo Sorus i Dygresje.
czerwca 19, 2017
No komentarze
Tytuł: "Tysiąc odłamków ciebie"
Gatunek: literatura młodzieżowa, sci-fi
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 366
A jeśli macie ochotę, to zajrzyjcie na recenzję innej książki - Jennifer Echols "Flirt roku", którą zrecenzowałam jakiś czas temu i również została wydana przez wydawnictwo Jaguar.
Dawno nie czytałam książki, która by wzbudziła we mnie tak sprzeczne emocje i sama do końca nie wiedziałabym, co o niej myśleć zaraz po przeczytaniu, dlatego tak długo niosłam się z zamiarem napisania jej recenzji... Do rzeczy!
Troszkę o treści...
Marguerite Caine ma słynnych rodziców naukowców - fizyków, którzy stworzyli najciekawszy wynalazek jaki mogła sobie ludzkość wyobrazić - za jego pomocą ludzie mogą przeskakiwać w inne alternatywne wymiary i zastępować samych siebie. Jednakże w tym samym momencie kiedy wieści o wynalazku wyszły na światło dzienne, ojciec dziewczyny zostaje zamordowany, natomiast sprawca mordu ucieka w bliżej nieokreślony wymiar. Na domiar złego morderca jest zabójczo przystojny i Marguerite go zna - jest to asystent jej ojca Paul Markov. Razem z Theo - drugim z asystentów - postanawia go odszukać i się zemścić.Moja opinia...
Po przeczytaniu stu stron książka zapowiadała się świetnie, wręcz fantastycznie, aż chciałam krzyczeć w niebo głosy, że w końcu znalazłam w tym roku genialną pozycję. Pomysł idealny, świat przedstawiony bardzo mi się spodobał, czułam, że to będzie strzał w dziesiątkę w tym roku i nagle... Coś się urwało. Odniosłam wrażenie, jakby autorka straciła pomysł, zapał czy dostała jakiejś pisarskiej zadyszki. Nastąpiła nieoczekiwana równia pochyła w dół. Zabrakło zwrotów akcji i czegoś co przykuje czytelnika albo po prostu po tak świetnym początku liczyłam na coś więcej.
Myślałam, że ta pozycja będzie moją topową serią przez najbliższych kilka miesięcy, a tu taki zawód... No może nie aż taki jak przy "Flirt roku" czy też "Zły Romeo", ale dość blisko jej do tych pozycji. Przede wszystkim na moją ocenę ma wpływ główna bohaterka, która przez większość czasu miota się, waha, którego z asystentów bardziej kocha i nie przejmuje się misją jaką sobie narzuciła odgórnie. Cały ten wątek miłosny wydaje mi się zresztą strasznie naciągany, choć domyślam się, że pojawił się w sumie tylko dlatego, że to literatura skierowana bardziej do młodzieży i ażeby przyciągnąć czytelnika do tej pozycji. Bo co jak co, ale dobry romans między bohaterami nie jest zły, prawda?
Z drugiej strony bardzo fajnym pomysłem były alternatywne wymiary(szczególnie Rosja była dla mnie chyba najciekawsza) i wczuwanie się we własną skórą w innej rzeczywistości. Rozbroiło mnie to na łopatki, ale czuję pewien niedosyt. Wydaje mi się, że autorka pozostawiła sobie furtkę na kolejne części(kolejna już we wrześniu tego roku), które mam nadzieję nie będą przynajmniej gorsze od obecnej pozycji.
Styl pisania jak i jakość formy były dla mnie bardzo przyjemne. Nie mogę w tej kwestii niczego zarzucić Claudii Gray. W zasadzie pochłonęłam tę pozycję w dwa dni, a to o czymś świadczy.
Niewątpliwym atutem jest tu również przepiękna okładka, która jeśli się przypatrzymy - i co było dla mnie delikatnym zaskoczeniem - zdradza nam z jakimi równoległymi światami będziemy mieć do czynienia(w tej części Anglia i Rosja).
Z drugiej strony bardzo fajnym pomysłem były alternatywne wymiary(szczególnie Rosja była dla mnie chyba najciekawsza) i wczuwanie się we własną skórą w innej rzeczywistości. Rozbroiło mnie to na łopatki, ale czuję pewien niedosyt. Wydaje mi się, że autorka pozostawiła sobie furtkę na kolejne części(kolejna już we wrześniu tego roku), które mam nadzieję nie będą przynajmniej gorsze od obecnej pozycji.
Styl pisania jak i jakość formy były dla mnie bardzo przyjemne. Nie mogę w tej kwestii niczego zarzucić Claudii Gray. W zasadzie pochłonęłam tę pozycję w dwa dni, a to o czymś świadczy.
Niewątpliwym atutem jest tu również przepiękna okładka, która jeśli się przypatrzymy - i co było dla mnie delikatnym zaskoczeniem - zdradza nam z jakimi równoległymi światami będziemy mieć do czynienia(w tej części Anglia i Rosja).
Cytaty...
Znalazłam kilka cytatów, które trafią do mojego zaczytanego słoiczka. Sprawiły, że musiałam na chwilkę zatrzymać się podczas czytania i zastanowić się nad ich sensem, co osobiście bardzo lubię robić.
"Przekraczasz granicę, kiedy po raz pierwszy zmieniasz się na zawsze. Przekraczasz ją, kiedy po raz pierwszy zrozumiesz, że nie ma odwrotu do tego, co było."
"Zawsze myślałem, że prawdziwa miłość potrzebuje czasu. Pojawia się dopiero wtedy, kiedy się znacie, ufacie sobie nawzajem. Po dniach, tygodniach lub miesiącach spędzonych razem na uczeniu się rozumowania tego wszystkiego, czego nie mówi się na głos."
"Każda forma sztuki to inny sposób spoglądania na świat. Inna perspektywa, inne okno. Zaś nauka jest najwspanialszym z tych okien. Można zobaczyć przez nie cały wszechświat."
Ocena końcowa...
Mimo, że "Tysiąc odłamków ciebie" jest skierowane w głównej mierze do młodzieży, to osoby lubujące się w książkach o takich klimatach na pewno się nie zawiodą. Ja osobiście czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że będzie w niej więcej akcji i zagadek, a mniej rozterek sercowo - uczuciowych. Mimo wszystko daję ode mnie 7/10 i czekam do września na kolejną część!A jeśli macie ochotę, to zajrzyjcie na recenzję innej książki - Jennifer Echols "Flirt roku", którą zrecenzowałam jakiś czas temu i również została wydana przez wydawnictwo Jaguar.
czerwca 15, 2017
No komentarze
Tytuł: "Początek wszystkiego"
Gatunek: literatura młodzieżowa
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 316
Tłumaczenie: Aga Zano
Tłumaczenie: Aga Zano
Dziś mam dla Was nie lada gratkę, bowiem recenzję książki, którą otrzymałam od wydawnictwa Moondrive/Otwarte. Książka była na mojej specjalnej liście "książek do przeczytania w 2017r." także możecie sobie wyobrazić jak ogromna była moja radość, kiedy wydawnictwo dało mi tę możliwość. A zatem do dzieła!
Troszkę o treści...
Witajcie w świecie Ezry Faulknera - złotego chłopaka, popularnego tenisisty i duszy towarzystwa. A nie, chwila, moment... To było zanim cały świat mu się obrócił o trzysta sześćdziesiąt stopni. To było zanim zdradziła go dziewczyna oraz zanim podczas wypadku auto roztrzaskało mu kolano i przez to świat mu się zawalił. I właśnie kiedy wydaje się, że to już koniec dotychczasowego stylu życia, wówczas chłopak staje... na początku wszystkiego. Na początku pięknej przygody, dzięki której ma szansę rozpocząć życie od nowa.
Moje odczucia...
Od momentu, kiedy to dostałam możliwość przeczytania tej pozycji, czułam pod skórą, że oprócz przepięknej okładki treść będzie równie interesująca i wciągająca. Nie pomyliłam się w najmniejszym calu i aż trudno uwierzyć, że "Początek wszystkiego" to dopiero debiut autorki Robyn Schneider, ale myślę sobie, że będzie on jak najbardziej udany i dobrze odebrany wśród polskich czytelników.
Styl pisania jest jak najbardziej przyjemny, lekki. Książkę czyta się tak na prawdę jednym tchem. Dialogi i opisy nie nudzą oraz nie męczą, a wręcz czasem pomagają zrozumieć pewne sytuacje. Narracja jest utrzymana w formie pierwszoosobowej - wszystkich wydarzeń dowiadujemy się z perspektywy Ezry i to on przede wszystkim wprowadza nas w historię jego wewnętrznej przemiany. Momentami czułam się jakbym czytała czyjś intymny pamiętnik ze wspomnieniami z czasów szkolnych.
Główni bohaterzy - Ezra i Cassidy - są w każdym calu przemyślani. Podobała mi się tajemnica, jaką stworzyła pomiędzy nimi autorka. Nie wpadłabym na to, że ich losy będą aż tak ze sobą powiązane. Cassidy intryguje od pierwszego dnia pojawienia się w szkole swoim ekscentryzmem i przez to tworzy zamęt. Z każdą kolejną stroną, co raz bardziej ją poznajemy i wgłębiamy się w relację oraz uczucie rodzące się pomiędzy głównymi bohaterami. Nic nie jest robione na siłę, wszystko wychodzi naturalnie, ale tak na prawdę uczucie pomiędzy nimi jest tutaj drugorzędną kwestią.
"Początek wszystkiego" to przede wszystkim historia o poczuciu odpowiedzialności za czyny najbliższych. To opowieść o tym, aby nie przejmować się zdaniem innych, ażeby młodzi ludzie nie bali się indywidualności i odrębności oraz zwraca uwagę, iż nie potrzeba widma śmierci, by rozpocząć wszystko na nowo.
"Początek wszystkiego" to przede wszystkim historia o poczuciu odpowiedzialności za czyny najbliższych. To opowieść o tym, aby nie przejmować się zdaniem innych, ażeby młodzi ludzie nie bali się indywidualności i odrębności oraz zwraca uwagę, iż nie potrzeba widma śmierci, by rozpocząć wszystko na nowo.
Cudowne jest to, że czytając "Początek wszystkiego" na zmianę mamy w oczach łzy wzruszenia i śmiejemy się pod nosem z zabawnych sytuacji. To było takie niespodziewane w tej pozycji, że zdałam sobie sprawę, iż dawno nie czytałam książki, która takie emocje ze mnie wyciągnęła.
Cytaty
Nie będę ukrywać, że cytatów, nad którymi bym się zastanowiła było jak na lekarstwo, ale nie uważam, aby w tej pozycji był to minus. Na szczęście znalazłam cztery, które trafią do specjalnego notesu z cytatami.
"W sumie to nie wiem, co gorsze. Kiedy ludzie śmieją się z nieśmiesznych rzeczy czy kiedy nie śmieją się z czegoś, co jest zabawne."
"Wszystkie tęsknoty są uniwersalne"
"Nie ma sensu roztrząsać, jak niedawna przeszłość wpływa na nasze życie. Gdyby kultura popularna była taka przewidywalna, wszystko straciłoby sens w tym samym momencie, w którym się pojawia."
"Im bardziej inteligentny jesteś, tym większą masz ochotę pozwolić ludziom, żeby po prostu sobie ciebie wyobrazili. Przenikamy przez cudze życie jak duchy i zostawiamy po sobie wspomnienia o ludziach, którzy tak na prawdę nigdy nie istnieli."
Ocena końcowa...
Prawda jest taka, że jest to pozycja skierowana do młodzieży, lecz nawet dorosły znajdzie w niej coś wartościowego dla siebie, bo nie jest to kolejna schematyczna powieść. Ma w sobie urok szczerej i nie zmąconej nastoletniej spontaniczności, ale też zwraca uwagę na to, że smutek, samotność i odrzucenie jest dla nas szansą na coś nowego. Na nowy początek wszystkiego. Daję jej ode mnie mocne 9/10 i na pewno jeszcze do tej książki kiedyś wrócę.
czerwca 12, 2017
No komentarze
Tytuł: "Nothing less"
Gatunek: literatura "young adult"
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: OMGBooks | Wydawnictwo Znak
Ilość stron: 363
Cześć kochani,
przychodzę dziś do Was z nową, przedpremierową recenzją najnowszej książki Anny Todd "Nothing less", która ukaże się w sklepach już 14.06. Zdecydowałam się na jej zrecenzowanie, aby zrozumieć cały szum wokół książek tej autorki i... chyba nadal nie do końca pojmuję jej fenomenu, ale po kolei.
Troszkę o treści...
Na co dzień Landon studiuje pedagogikę wczesnoszkolną w Nowym Jorku i pracuje w kawiarni. Nora jest trochę pogubiona w życiu, skrywa tajemnice i trzyma Landona na dystans, ponieważ uważa że nie ma sensu się angażować w coś, co nie ma szansy przetrwania. I jest też gdzieś w tle ta trzecia... Dakota - stara miłość Landona, która po informacji o śmierci ojca uzmysławia sobie, że już nikt oprócz chłopaka jej nie pozostał...
Moja opinia...
Książka jest napisana prostym językiem, wręcz momentami aż za banalnym; w narracji pierwszoosobowej, ale ze zmiennością ról - czyli czasem z perspektywy Landona, a czasami od strony Nory. Czyta się ją szybko, a historia nie męczy, jest spójna i dzięki temu nie ma błędów logicznych, jednakże raziły mnie wulgaryzmy i bardzo prosto(żeby nie napisać prostacko) niektóre sceny. Bo czy mnie jako czytelnika będzie interesowało, że główny bohater się wysikał? Czy to coś wnosi do historii? Nie sądzę... Chyba, że spojrzymy na to w ten sposób, że z pustym pęcherzem będzie zwarty i gotowy do kolejnej sceny łóżkowej.
W zasadzie gdyby wyciąć sceny seksu, objętość tej pozycji zmniejszyłaby się do trzydziestu, może czterdziestu procent w miarę interesującej treści. Mnie osobiście nudzą takie sceny i staram się jak najszybciej mieć je za sobą, ale rozumiem, że książka jest kierowana do osób, których może ten temat będzie jeszcze fascynował.
Co do samych postaci, to Landon w żaden sposób mnie nie zainteresował. Gdybym miała mieć chłopaka w jego typie, to chyba straciłabym cierpliwość w takim związku po pierwszym miesiącu. Takie zwyczajowe "ciepłe kluchy", nie dostrzegłam w nim żadnych zainteresowań bądź jeśli były, to na prawdę słabo nakreślone. Nie zauważyłam też, aby miał temperament, ani prezentował swoją osobą jakichś wartości. Dla mnie ta postać była nijaka, w porównaniu do Nory. I chyba w głównej mierze dla niej chciałam dotrwać do końca tej książki, aby dowiedzieć się skrywanej przez nią tajemnicy. Choć nie będę ukrywać, że i ona momentami mnie irytowała dziecinnym pogrywaniem z Landonem. Jestem chyba osobą, która zdecydowanie bardziej woli konkret a nie takie szczeniackie podrygi, choć zdaję sobie sprawę, że zapewne niejednej młodej osobie książka się spodoba i stwierdzi, że jest to piękna historia miłości. Niech i tak będzie...
Nie jestem jednak pewna czy sięgnęłabym po jeszcze jakąkolwiek książkę Anny Todd. To chyba nie do końca mój styl. Niby bohaterzy są jacyś, niby historia jest spójna, ale czegoś mi brakuje co ciągnęłoby mnie do przeczytania kolejnej części bądź wrócenia do starszych książek.
Cytaty
O dziwo jak na tyle stron, ciekawych cytatów jest jak na lekarstwo, ale w tym przypadku nie liczy się ich ilość, ale jakość.
"Słowa są prawdziwe, kiedy je zapiszemy. Poświęcenie czasu na ich utrwalenie nadaje im prawdziwość."
"Czasem zbliża nas do siebie tragedia. Taka więź wydaje się niemożliwa do przerwania, ale niekiedy pomiędzy łzami a bólem wywołanym przez tępy nóż rzeźbiący w nas bolesne wspomnienia można odnaleźć iskrę światła. Najmniejsza nawet iska może się przekształcić w pożar - wystarczy odrobina radości. Światło może wypalić ciemność, w kiedy nie zostaje już nic poza ogniem i popiołem, można nauczyć się nowego rodzaju więzi. Takiej, która płonie jaśniej niż słońce."
Ocena końcowa...
Z pewnością nie jest to pozycja dla wymagającego czytelnika. Jednak zważywszy na fakt, że według mnie są pewne niedociągnięcia w słabym wykreowaniu postaci oraz w zbyt prostym języku, to daję ode mnie ocenę 6/10. Chyba po prostu liczyłam na coś więcej...
A za egzemplarz chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Znak.
A za egzemplarz chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Znak.
czerwca 10, 2017
No komentarze