facebook instagram
  • Home
  • Książki
  • Przeczytane książki
  • Filmy
  • O mnie
  • Contact
  • Freebies

Blog recenzencki o książkach i filmach.


Autor: Tristan Gooley
Tytuł: "Jak czytać wodę" 
Gatunek: poradnik
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Otwarte 
Ilość stron: 400
Tłumaczenie: Jacek Konieczny

Cześć kochani,
dziś dość niestandardowo mam dla Was specyficzną pozycję. Z pewnością nie trafi ona do każdego, jednakże jest w niej zawarta taka tematyka, która jednak większość z nas dotyka na co dzień. A mam tu na myśli temat "wody". Zapraszam do lektury :)


Krótko o treści...

Tym razem Tristan Gooley zabierze cię na swoje odważne wyprawy – od mroźnej Arktyki, przez nurty Sussex, aż po tajemniczy Oman. Czerpiąc ze swoich bogatych doświadczeń, pokaże ci, jak odczytać sekretne znaki kałuż, sadzawek, jezior, rzek i mórz. Chcesz:
- przewidywać pogodę z fal,
- odnaleźć drogę dzięki kałużom,
- umieć zinterpretować kolor wody?
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Otwarte)

Moja opinia...


Choć mam świadomość, że nie jest to pierwsza powieść na polskim rynku Tristana Gooleya, to jednak wcześniej nie miałam okazji "wgryźć się" w tematykę na jakiej skupia się autor. Wcześniejsza jego książka "Przewodnik wędrowca" nie do końca mnie przekonał, ale mimo to postanowiłam spróbować dać jeszcze jedną szansę, gdzie tematyka jest mi zdecydowanie bliższa z racji zamieszkiwania blisko morza Bałtyckiego.


Pierwsze co się rzuca w oczy spoglądając na tę powieść, to jej zewnętrzna szata graficzna. Już dawno nie spotkałam się z tak przepięknie wykonaną książką. Nie dość, że jest w twardej oprawie, to z daleka kuszą niebieskie literki na grzbiecie oraz przecudowna grafika na okładce. Są to elementy, które rzucają się z daleka w oczy.


Autor ma niespotykany talent do pisania o rzeczach skomplikowanych, czasem nawet trudnych w bardzo przystępny sposób. Język użyty w książce sprawia, że niejednokrotnie ma się ochotę odłożyć na chwilę lekturę i samemu naocznie sprawdzić oraz doświadczyć to, o czym jest właśnie omawiane w rozdziale. 

Dodatkowo, niewątpliwym atutem samej powieści jest fakt, że autor nie przedstawia nam suchych faktów oraz nudnej wiedzy, a potrafi ją przeplatać anegdotkami oraz przypowiastkami z życia, które dodają lekkość i przyjemność w odbiorze.


Czytając "Jak czytać wodę" miałam wielokrotnie nieodparte wrażenie jakbym w końcu trafiła na idealnego nauczyciela od przyrody, który na spokojnie potrafiłby wyjaśnić najbardziej zagmatwane aspekty dotyczące wody, a jeśli czegoś do końca nie zrozumiałam, zawsze mogłam wrócić do danego rozdziału i jeszcze raz na spokojnie go przeczytać oraz przeanalizować. 

Jest to książka, która idealnie nada się jako dopełnienie nauki w szkole dla uczniów, ale również studenci czy po prostu osoby ciekawe świata, znajdą w niej cząstkę dla siebie.
Wiedza, jaką z niej można wyciągnąć, z pewnością przyda się podczas przebywania na plaży(systemy flagowania plaż oraz statków, przypływy, odpływy mórz), ale również wędrówki blisko jezior i rzek przestaną być dla nas niespodzianką. 

Z pewnością po przeczytaniu "Jak czytać wodę" nigdy już nie spojrzę na otaczające mnie akweny wodne w ten sam sposób. 

Moja ocena...


W tym przypadku przepiękna oprawa, idzie w parze z wiedzą jaką możemy wynieść z tej powieści. Tristan Gooley poprzez przystępny język użyty w książce "Jak czytać wodę" sprawia, że czyta się ją szybkim tempie i co ważne zapamiętuje się informacje przekazane przez autora.
Moim zdaniem całość zasługuje na ocenę 8/10. Polecam, jeśli jesteście ciekawi świata nas otaczającego, z pewnością warto się zagłębić w jej lekturę :)

A za możliwość przeczytania i zrecenzowania chciałabym podziękować Wydawnictwu Otwarte.


marca 29, 2018 No komentarze

Autor: A. J. Finn
Tytuł: "Kobieta w oknie"
Gatunek: thriller
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik

Cześć kochani, 
Dziś chciałabym się z Wami podzielić opinią na temat niedawno przeczytanej powieści A. J. Finna "Kobieta w oknie". Myślę, że jeśli nie czytaliście jeszcze tej pozycji, to moja opinia może Wam co nieco naświetlić w tym temacie. Miłego czytania :) 


Krótko o treści...


Czy zawsze można wierzyć własnym oczom? Anna Fox straciła wszystko: szczęśliwą rodzinę, pracę oraz zdrowie. Od miesięcy nie postawiła stopy za progiem domu. Całe dnie spędza w Internecie, przed telewizorem lub szpiegując sąsiadów za pomocą aparatu fotograficznego. Pozbawiona własnego życia coraz bardziej zaczyna przeżywać cudze… Najwięcej uwagi poświęca Russellom, rodzinie nowej w tej okolicy i tak podobnej do tej, którą jeszcze niedawno sama miała. Jednak pewnej nocy widzi coś, czego nie powinna oglądać. Jej świat się rozpada, a na jaw wychodzą szokujące sekrety. Co jest prawdą, a co zmyśleniem? Kto jest w niebezpieczeństwie, a kto panuje nad sytuacją?

Moja opinia...


Zważywszy, że jest to moje pierwsze zetknięcie z tym autorem, muszę jednoznacznie stwierdzić, że A. J. Finn zaskoczył mnie stylem pisania. Był on dość  dynamiczny, ale też bardzo specyficzny i momentami wymagający większego skupienia na tekście. 


"Kobieta w oknie" została napisana z perspektywy głównej bohaterki - Anny Fox. Znamy jej myśli, problemy, pragnienia. Wchodzimy do jej głowy w bardzo intymny sposób, który nie każdemu czytelnikowi może przypaść do gustu. Autor powolutku, strona po stronie, wciąga nas w specyficzny klimat powieści. Stajemy się biernym widzem życia głównej bohaterki. Patrzymy jej oczami na otaczający ją świat i psychiczne problemy jakie nią targają. Jest to bardzo interesujący zabieg na jaki zdecydował się A. J. Finn - nie każdemu może to się spodobać.

Zachowanie głównej bohaterki może denerwować, jednakże kiedy poznajemy motywy jej zachowania podczas czytania, z czasem delikatnie zyskuje w naszych oczach. Jest to osoba po przejściach, po stracie, która poprzez odpowiednią terapię stara się odżyć, opanować lęki, ale jednocześnie ciągle zatraca się w swoich problemach natury psychicznej. 


Mam problem z tą powieścią. Z jednej strony intrygujący klimat utrzymany w "Kobiecie w oknie" jest zdecydowanie warty, aby zainteresować się tą lekturą. Przez większość czasu główny wątek trzyma w napięciu, zaskakuje zmiennością akcji, ale też warto w tym miejscu wspomnieć, iż powieść jest napisana w dość szarpany sposób. Z drugiej zaś, są w tej książce momenty oddechu, wręcz nudy, która może odtrącić czytelnika od dalszej lektury - fragmenty, które tak naprawdę nic nie wnoszą do treści, a pokazują obraz kobiety upadłej po stracie najbliższych. 
Uwagę należy zwrócić na zakończenie w tej powieści. Jest dość zaskakujące, energetyczne, a jednocześnie autor daje nam pstryczka w nos i gra na naszych emocjach. 

Moja ocena...


Czas na ocenę końcową, która w tym przypadku sprawiła mi ogromny kłopot. "Kobieta w oknie" została napisana w bardzo specyficzny sposób, który sprawia, że chłoniemy stronę za stroną. Książka wciąga nas w główny wątek, obserwujemy losy Anny i choć trochę czujemy do niej sympatię. Jednak ukazanie negatywnych cech głównej bohaterki, a także rozciagnięcie poszczególnych wątków do granic możliwości, sprawia iż tak naprawdę książka ta nie znajdzie zbyt wielu zwolenników.  
Jak dla mnie "Kobieta w oknie" A. J. Finna zasługuje na uczciwe i mocne 7/10 oraz mimo wszystko mogę ją Wam polecić, choć mam świadomość, iż niekoniecznie przypadnie do gustu wielu czytelnikom. 

A za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej powieści chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu W.A.B.



marca 26, 2018 No komentarze

Autor: Kim Holden
Tytuł: "Gus"
Gatunek: new adult
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 504
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Cześć kochani,
dziś postanowiłam zrecenzować książkę z własnej biblioteczki. Było już "O wiele więcej" jak również "Promyczek", to teraz czas na "Gus'a". Zapraszam do lektury :)



"Ludzie odnajdują się wtedy, gdy są na to gotowi. Kiedy najbardziej potrzebują siebie nawzajem. Najsilniejsze związki powstają właśnie z tej potrzeby."

Krótko o treści...

Oto historia Gusa. Opowiada o zagubieniu.
O odnalezieniu. I o stopniowym procesie uzdrawiania.
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Filia)

Moja opinia...

Z Kim Holden nie jest to moja pierwsza styczność. O ile "O wiele więcej" bardzo mi się podobało, tak "Promyczek" było dość średnią pozycją, ale za to z ciekawymi momentami. Z kolei z powieścią "Gus" mam nie mały problem. Z jednej strony, książce nie można zarzucić wartości dodanej oraz utrzymanego poziomu słowa pisanego z tytułów wyżej wspomnianych, jednak Kim, jak to Kim... Przez jedną trzecią książki wynudziłam się jak mops.

Zabierając się za tę powieść, wiele osób pisało, abym przygotowała blisko siebie paczkę chusteczek. Wyjdę na nieczułą zołzę, ale nie zużyłam ani jednej...



"Gus" jest jakby nie patrzeć kontynuacją "Promyczka". W tej powieści na pierwszy plan wychodzi najbliższy przyjaciel Kate - Gustov, który oczarował mnie swoimi epizodami w poprzedniej części.
Cieszę się, że Kim Holden postanowiła stworzyć książkę, w której pokazała ból po stracie najbliższej sercu osoby - w tym przypadku mężczyzny. Jest to niezwykle ciekawy punkt widzenia i rzadko pokazywany w literaturze. Od pierwszych stron dało się wyczuć cierpienie młodego człowieka - mężczyzny, który z każdym kolejnym dniem staczał się co raz bardziej ku równi pochyłej, aby sięgnąć dna. 
Co bardzo mi się podobało, to fakt, że autorka potrafiła się wraz z głównym bohaterem podnieść. Powolutku, kroczek za kroczkiem, ukazała długą drogę oraz walkę, jaką człowiek musi stoczyć sam ze sobą, po stracie bliskiej osoby. Z pewnością "Gus" podniesie na duchu niejednego zagubionego czytelnika.

"Kiedy ktoś czyni dobro anonimowo, wiadomo, że czyni to z głębi serca, ponieważ nigdy nie doczeka się podziękowania czy wdzięczności."

W tej części Kim Holden skupia się nie tylko na tych ciężkich i dołujących uczuciach. Od mniej więcej połowy można dostrzec, że zarówno Gus jak i Scout zaczynają się do siebie zbliżać, nie tylko fizycznie, ale też duchowo. Otwierają się względem siebie na problemy jakie nimi wewnętrznie targają, przez co powstałe bariery stopniowo znikają. I choć z początku nie wyczuwałam między nimi iskier emocji czy uczuć(no dobra, tych negatywnych nie dało się nie wyczuć), to z czasem powolutku coś zaskoczyło, co było z pewnością lekkim zaskoczeniem. 

Strasznie się ucieszyłam, kiedy epizodycznie pojawiał się Keller wraz z malutką Stellą. Ta mała jest jak promyczek, który pojawiał się znienacka i dodawał okruchy radości. Dodatkowo muszę w tym miejscu wspomnieć o Franco - dla mnie jest to chyba najciekawsza postać z całej trylogii i już się nie mogę doczekać aż zdobędę ostatnią część dotyczącą jego osoby. Myślę, że po części jest to postać, która coś skrywa pod pozorem radości jaka z niego epatuje.



Kim Holden stworzyła powieść, która z pewnością spodoba się niejednej młodej osobie. Ma w sobie wiele pozytywnych momentów, czym zyskuje w trakcie czytania. Autorka przybliżyła nam postać Gusa - ukochanego Kate vel. "Promyczka", a także nakreśliła drogę jaką człowiek musi pokonać, aby przyzwyczaić się do straty i życia na nowo bez tej osoby.

"[...] nauczyłam się wiele o życiu. Przeżywanie go... prawdziwe przeżywanie... to ciężka praca. Jest męcząca, jeśli robisz to dobrze. Jeśli każdego dnia starasz się wycisnąć z życia to, co najlepsze. Z każdej jego minuty. Sekundy. Ponieważ w środku chaosu można odnaleźć piękno. Właśnie tam czeka nagroda."

Moja ocena...

Pewnie, gdyby nie dość rozwleczony początek, ocena byłaby wyższa, a tak... Ode mnie dostaje 7/10. Obyło się bez chusteczek, ale mimo wszystko polecam, jeśli macie ochotę przeczytać książkę z gatunku new adult.
Czytaliście? Podobała Wam się kontynuacja "Promyczka"?

"Masz tylko jedną szansę w tym cyrku zwanym życiem. Nie siedź na widowni, przyglądając się jego przedstawieniu. Wskakuj na arenę i bądź wielki."
marca 19, 2018 No komentarze

Autor: J. MacGregor
Tytuł: "Jej wysokość P."
Gatunek: lit. młodzieżowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Kobiece | Young
Ilość stron: 440
Tłumaczenie: Edyta Świerczyńska

Cześć kochani,
dawno nie było recenzji książki dla młodzieży, prawda? Dzięki Wydawnictwu Kobiecemu miałam ostatnio możliwość przeczytania właśnie takiej pozycji, ale czy był to trafiony wybór? Zapraszam do recenzji, za chwilkę się przekonacie :)



Krótko o treści...

Siedemnastoletnia Peyton jest naprawdę wysoką nastolatką. Dziewczyna ma 180 cm wzrostu, co uniemożliwia jej skuteczne wtopienie się w tłum i sprawia, że jest ciągle obiektem docinek i kpin. Codzienne życie utrudnia też wielki rodzinny sekret, który pogrzebał jej szanse na normalne dorastanie.
Zdeterminowana, aby zmienić swoje życie, decyduje się na przyjęcie zakładu. Jeżeli pójdzie na trzy randki i bal maturalny z kimś wyższym od siebie, wygra 800$, dzięki którym wyrwie się ze swojego koszmaru. Problem jej dość spory, bo na liście kandydatów znajduje się tylko pięć nazwisk, a chłopak, który wpadł jej w oko, umawia się z dziewczyną dużo niższą od Peyton…
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Kobiecego)

"Jeśli człowiek nie potrzebuje innych ludzi, nie jest tak bardzo wystawiony na ciosy. Będąc całkowicie niezależnym, nie można zostać tak głęboko zranionym."

Moja opinia...

W zasadzie "Jej wysokość P." jest debiutem autorki na polskim rynku, co nie oznacza że Joanne MacGregor jest totalną debiutantką. Da się to z pewnością wyczuć podczas czytania jej powieści. 
Jej styl pisania jest optymalnie lekki i przystępny, choć z początku dialogi pomiędzy postaciami były dla mnie zbyt drętwe oraz wymuszone. Na szczęście im dalej wgłębiałam się w treść, tym z każdą kolejną stroną historia się rozkręcała, a i dialogi stały się milsze i przyjemniejsze.

Autorka zdecydowała się na zastosowanie narracji pierwszoosobowej, z perspektywy naszej głównej bohaterki - Peyton. Wydaje mi się, że był to udany zabieg, z tego tytułu że możemy wyczuć emocje targające postacią w bardzo trudnych sytuacjach. Niekiedy są one dość przytłaczające, innym razem można się w duchu zaśmieć z perypetii nastolatki. 

"Człowiek uczy się żyć z żałobą, próbuje sobie z nią radzić, wznosić się ponad nią, aż pewnego dnia nowe życie i miłość jakie zbudował, stają się większe od bólu i pustki. Nie można wrócić do poprzedniego życia, ale jeśli znajdzie się wewnątrz siebie odwagę, istnieje szansa na stworzenie sobie czegoś dobrego."

Niestety, ale powieść jest momentami dość schematyczna, taka jak dla typowych amerykańskich książek czy filmów dla młodzieży. Mamy zakład o dość sporą sumę pieniędzy, a przez to są tajemnice, emocje, intrygi. I mimo że mamy to uczucie, iż już kiedyś się z tym zetknęliśmy, to jednak wewnętrzna potrzeba, aby dowiedzieć się jak całość się zakończy przypiera nas do czytania i wertowania kartek. Dla mnie to było niemałe zaskoczenie, bo przez pierwszą połowę wielokrotnie chciałam po prostu odłożyć tę książkę na bok i o niej po prostu zapomnieć, było zbyt wiele negatywów, jednakże z perspektywy czasu cieszę się, że tego nie zrobiłam. Druga część jest przyjemniejsza, przez co ciężko się od tej pozycji oderwać.



Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie wykreowana główna postać - Peyton. Podziwiam ją za siłę jaką w sobie posiadała, aby pomimo dość oczywistych przeciwności losu, potrafiła zawalczyć o siebie oraz o swoje marzenia. Brnęła do przodu. Oczywiście ta siła nie pojawiła się od razu. Walka jaką musiała stoczyć z otoczeniem, wielokrotnie doprowadzała do tego, że bardzo jej kibicowałam w duchu. Czasem tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że słowem można również sprawić ból drugiej osobie.
Podobała mi się jej przemiana, w której dopomógł Jay. Myślę, że po części to, jaką stała się osobą, miało miejsce właśnie dzięki temu chłopakowi. Z początku Peyton była zamknięta w sobie, wręcz zakompleksiona w związku z dość nieprzeciętnym wzrostem, pod koniec powieści można jednoznacznie stwierdzić, że dzięki roli jaką odegrał w jej życiu Jay, dziewczyna stała się otwartą, pewną siebie młodą kobietą.

Jednak musi się pojawić łyżka dziegciu. Jej relacje z matką pozostawiają wiele do życzenia, a raczej to jak się Peyton do niej odnosiła. Mogę oczywiście zrozumieć, że jej zachowanie wynikało z bezradności w stosunku do zaburzeń psychicznych rodzicielki, jednak nie jestem w stanie sobie wyobrazić, aby w tak perfidny sposób ranić jedyną osobę(nie licząc przyjaciółki), która stała po jej stronie. 

Ale może gdyby nie te wady, postać Peyton byłaby zbyt wyidealizowana?



"Jej wysokość P." jest powieścią, która zdecydowanie oczaruje młodsze grono czytelników. Na swój sposób jest zabawna, a jednocześnie nakreśla kilka problemów, z którymi młodzi ludzie muszą sobie podołać: akceptacja wśród rówieśników, kompleksy, poradzenie sobie z problemami, a w końcu wskazuje, że tak naprawdę każdy z nas ma jakieś tajemnice, które są skrywane głęboko w nas i tylko od nas samych zależy czy będziemy w stanie im sprostać.

"normalność [...] była tylko pojęciem statystycznym, wygładzeniem wszelkich różnorodnych i interesujących permutacji, aż do wypośrodkowania tak uogólnionego, żeby nie dziwił ani nie szokował. I nie zachwycał.Normalność była miła. Normalność była nijaka. Normalność była cholernie nudna. To nasze różnice, nasze odcienie szaleństwa sprawiały, że każde z nas było wyjątkowe, niepowtarzalne i fascynujące."

Moja ocena...


Choć z początku nie mogłam się wkręcić w "Jej wysokość P.", to po skończeniu czytania żałowałam, że tak naprawdę to już koniec. Pozycja ta, w wielu aspektach pozytywnie mnie zaskoczyła, natomiast w kilku fragmentach nie do końca mnie przekonała. W dość schematycznej treści zostało poruszonych wiele dość trudnych, ale też ważnych tematów, stąd moja ocena tej książki to będzie bardzo mocne 7/10. 

Przeczytacie tę pozycję? A może już jesteście po lekturze? Dajcie znać w komentarzach :)


marca 16, 2018 No komentarze

Autor: M. L. Longworth
Tytuł: "Śmierć w Chateau Bremont"
Gatunek: kryminał
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Smak Słowa
Ilość stron: 318
Tłumaczenie: Anna Krochmal


Cześć kochani,
dziś mam nie lada gratkę dla miłośników kryminałów. Jeśli "Śmierć w Chateau Bremont" jeszcze Wam się nie rzuciła w oczy, to zapewniam: powinna! Ale do rzeczy, zapraszam do zapoznania się z całą poniższą opinią, w której wszystko wyjaśnię :)


Krótko o treści...

Kiedy miejscowy szlachcic Étienne de Bremont wypada z okna rodzinnego zamku i ginie na miejscu, całe miasto aż huczy od plotek. Verlaque podejrzewa, że śmierć nie była przypadkowa. Dowiedziawszy się, że Marine jest bliską przyjaciółką Bremontów, prosi ją o pomoc.
(opis pochodzi ze strony wydawnictwa Smak Słowa)


Moja opinia...

Jak pewnie już wiecie, nie należę do zagorzałych fanów kryminałów i nie do końca czuję rozrywkę w postaci dochodzenia kroczek po kroczku do motywów zabójstwa bądź samego zabójcy. Nie przepadam za scenami morderstw, widokami krwi czy też narzędziami jakimi domniemani kryminaliści się posługiwali, ale... I właśnie tu dochodzimy do sedna. 

"Na pogrzebie uczysz się akceptować śmierć. I jesteś wtedy duchem ze zmarłymi."

M. L. Longworth stworzyła taką historię, z takim charakterem, od której naprawdę ciężko się oderwać. Jej styl pisania jest lekki, ma przecudowne pióro i warsztat, który można od razu wyczuć we wplątywanych opisach miejsc. Od razu da się wyczuć klimat Aix na południu Francji, gdzie dzieje ma miejsce akcja. Jest lekko leniwie, bardzo winnie oraz klimatycznie.
Narracja jest typowo trzecioosobowa z przepięknym i dbałym o szczegóły słowem pisanym oraz gdzieniegdzie wplątanymi słowami francuskimi, które to dodają smaczku i 

"Istnieją ludzie pozbawieni ciekawości albo mający ograniczone horyzonty."
Autorka wprowadza nas w bardzo ciekawy i intrygujący świat wyższych sfer, hazardu, mafii oraz oczywiście tajemniczych śmierci. Głównymi postaciami w powieści są przede wszystkim sędzia Antoine Verlaque oraz jego dawna miłość Marine Bonnet - wykładowczyni prawa na uniwersytecie. Pomiędzy tym dwojgiem od razu da się wyczuć pewne iskierki, choć szkoda że tak słabo ten wątek pomiędzy nimi został nakreślony. Autorka przede wszystkim skupia naszą uwagę na rozwikłaniu zagadkowych śmierci, które oczywiście mają swój kulminacyjny moment.
Oczywiście przez powieść przewijają się również inne, poboczne postaci, jednak Verlaque oraz Bonnet kradną cały jej splendor.


Z początku książka może się wydać dość nierówna. Potrzebna jest przy niej chwila skupienia, aby wpaść w rytm i dać się porwać historii zawartej w środku.
Na uwagę zasługuje niewątpliwie końcówka, która sprawia że wszelkie niedogodności czy nasze ciche narzekanie pójdą w odstawkę. Scena kulminacyjna wbija po prostu w fotel. Coś takiego, co wydarzyło się w powieści przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wielkie brawa się należą autorce, że potrafiła w tak pokrętny sposób zmylić czytelnika.

Jedyna rzecz, do której można się przyczepić to francuskie wtrącenia, które moim zdaniem powinny posiadać adnotację u dołu strony wraz z tłumaczeniem, ponieważ dla laika może to być dość uciążliwe. Oczywiście to co jest wadą, jest również moim zdaniem zaletą. Właśnie te wtrącenia wprowadzają nas w specyficzny klimat powieści - lekko tajemniczy, czasem niezrozumiały, ale bardzo ciekawy i warty spędzenia z tą powieścią kilku godzin.

Co zasługuje na końcową uwagę, to fakt że autorka tak na prawdę debiutuje tą powieścią w świecie literackim. A zatem, jeśli taki był debiut to już się nie mogę doczekać kontynuacji duetu Verlaque&Bonnet. Może tam ich wątek zostanie bardziej rozwinięty?

Moja ocena...

Książka M. L. Longworth "Śmierć w Chateau Bremont" zdecydowanie zasługuje na uwagę czytelnika. Warta jest spędzenia nad nią kilku godzin i zwiedzenia wraz z autorką Aix oraz jej okolic. Z pewnością fani kryminałów się nie zawiodą, natomiast osoby które do tej pory ten gatunek odstręczał, mogą się w końcu do niego przekonać. Dla mnie ta powieść zasługuje na mocne 8/10.
Jeśli kiedyś wpadnie w Wasze ręce, nie wahajcie się, tym bardziej że w czerwcu wychodzi kontynuacja czyli "Morderstwo przy Rue Dumas" :)

A za egzemplarz finalny chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Smak Słowa oraz Bussines&culture.


marca 14, 2018 No komentarze

Autor: Zyta Rudzka
Tytuł: "Krótka wymiana ognia"
Gatunek: obyczajowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 198

Cześć kochani,
już 14 marca będzie mieć swoją premierę najnowsza powieść Zyty Rudzkiej "Krótka wymiana ognia" wydanej nakładem Wydawnictwa WAB. Czy jest to ciekawa powieść, którą można polecić każdemu czytelnikowi? Zapraszam do lektury :)



Krótko o treści...


Opowieść zaczyna się na pozór zwyczajnie. Któregoś dnia Romę Dąbrowską, starą poetkę, zaczepia na przystanku młody mężczyzna. Krótkie spotkanie staje się dla niej swoistym odkryciem – uświadamia sobie, że jej życie erotyczne dobiegło już końca. Odtąd Roma rozpoczyna swój życiowy bilans miłosny: wydobywa z pamięci erotyczne przygody, krótkie chwile namiętności i miłosne wspomnienia. Powoli odkrywa siebie w różnych rolach: córki, żony, pisarki i matki. Wspominając dawne miłostki, zastanawia się, co stało się z jej genialną córką, która pewnego dnia ją opuściła. Odnalezienie jej stanie się dla Romy równie istotne, jak odpowiedź na pytanie, kim właściwie jest ona sama – i kim są dla niej ludzie spotkani niegdyś na jej życiowej drodze.

Moja opinia...


Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tej powieści, z początku się wahałam. Na co dzień nie jestem przekonana do polskich autorów, choć czasem się zdarza, że podczytuję ich powieści w ramach różnych współprac z wydawnictwami i staram się być otwarta na tematykę zawartą w proponowanych treściach. 
Do najnowszej książki Zyty Rudzkiej podeszłam lekko zaskoczona wielkością samej pozycji. Zastanawiałam się, czy w 200 stronach można zawrzeć sedno powieści oraz stworzyć na tyle ciekawą historię, która porwie czytelnika oraz sprawi, że po chwili o niej nie zapomnimy. 



Co tu dużo mówić, autorka ma bardzo charakterystyczny styl pisania w "Krótkiej wymianie ognia". Niekiedy zdania są bardzo krótkie, wręcz szarpane, co nie każdemu czytelnikowi może się spodobać. Dla mnie osobiście taka forma prozy jest jak najbardziej odpowiednia, ponieważ przez taki zabieg nakręca się tempo czytania, a powieść sama w sobie nie męczy.

Mamy tu do czynienia z bardzo ciekawym zabiegiem - narracją w formie wspomnień, wymieszaną z teraźniejszością. Tempo akcji jest różnorodne; niekiedy zwalnia tworząc wręcz melancholijny nastrój, innym razem przyspiesza zaskakując ciętym językiem i ironicznym podejściem do życia. 
W bardzo ciekawy sposób są ze sobą wplecione różnorodne wątki, stwarzające z jednej strony spójną całość, a z drugiej można odnieść wrażenie jakby główna bohaterka składała się tak naprawdę z kilku osób oraz z przypadkowego zlepka wspomnień... 
Osobiście bardzo mnie zaciekawił fakt, że Roma Dąbrowska jest bardzo wnikliwą obserwatorką świata, który ją otacza na co dzień podczas podróży po Polsce, na spotkaniach autorskich. Jest postacią, jaką każdy z nas pewnie za jakiś czas się stanie - tworzącą na starość podsumowanie minionego życia, straconych szans, dokonanych sukcesów... 

Co zaskakuje, to z pewnością bardzo dosadne przedstawienie rzeczywistości, bez zbędnego kolorowania, co momentami wręcz dołuje i przywodzi na myśl typową polską zaściankowość. Z drugiej zaś strony, jeśli ktoś lubi konkret w literaturze, to z pewnością na tej powieści się nie zawiedzie. 

Jedyny zarzut jaki zauważyłam i o którym warto wspomnieć, to brak jako takich dialogów. Oczywiście pojawiają się takowe, które bardziej wynikają z samej treści, jednak brak jest charakterystycznego wyszczególnienia jaki znamy na co dzień z innych powieści. Z początku taka forma jest dość irytująca, jednak po czasie można dostrzec pewnego rodzaju zasadność oraz konsekwentność, do której można się przyzwyczaić.



Moja ocena...

Z pewnością "Krótka wymiana ognia" Zyty Rudzkiej nie jest powieścią łatwą i przyjemną. Czyta się ją w miarę szybko, jednakże tematyka zawarta w środku jest z gatunku tych poważniejszych: przemijanie, podsumowanie życia, zbliżanie się ku końcowi... 
Nie jest to powieść dla każdego i z pewnością młodszy czytelnik się w niej nie odnajdzie albo zostanie przez niego kompletnie niezrozumiana. 
Ode mnie książka ta otrzymuje 7/10. Pewnie jeszcze kiedyś do niej wrócę, kiedy najdzie mnie ochota na coś poważniejszego z interesującą treścią. 

A za egzemplarz recenzencki chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu W.A.B.


marca 12, 2018 No komentarze

Autor: Margaret Stohl
Tytuł: "Royce Rolls"
Gatunek: młodzieżowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: YA
Ilość stron: 460
Tłumaczenie: Katarzyna Rosłan

Cześć kochani,
w dniu dzisiejszym mam dla Was recenzję dość specyficznej w moim mniemaniu książki Margaret Stohl "Rolls Royce" wydanej nakładem Wydawnictwa YA. A zatem, do dzieła! :)


Krótko o treści...

Rodzina Royce Rolls ma wszystko – luksusowe wille, ogromną fortunę, świetne nazwisko. Ma także, jak każda rodzina - problemy, z których największym, acz nie jedynym, wydaje się spadek popularności ich dotąd oglądanego przez miliony reality-show: „Jazda z Royce'ami”.
Szesnastoletnia Bentley i jej rodzeństwo: Porshe i Maybach cieszą się, że wreszcie odzyskają swobodę, uwolnią się od wszechobecnych kamer. Ale matka – Mercedes, która jest uzależniona od show zaczyna się załamywać... załamują się też więzi rodzinne, co i jak je uratuje?
(opis: lubimyczytac.pl)


Moja opinia...


Nie znałam wcześniej Margareth Stohl i kiedy Wydawnictwo YA postanowiło wydać tę pozycję, zaciekawił mnie opis i stwierdziłam, że byłoby fajnie przeczytać coś odmiennego, ale czy to był dobry wybór?

Kiedy w końcu siądziecie do czytania "Rolls Royce" w pierwszej chwili odczujecie pewien dyskomfort przez prowadzoną w specyficzny sposób narrację. Autorka ma dość specyficzny sposób prowadzenia powieści, który nie do końca trafił w mój gust czytelniczy. Z jednej strony mamy główny wątek, z drugiej zaś co jakiś czas pojawiają się "przerywniki" w formie artykułów z internetu. Dodatkowo jest mnóstwo odsyłaczy w dolnej części tekstu, który momentami nijak się ma do prowadzonej akcji. Zdecydowanie posiadają one funkcję rozpraszającą, aniżeli cokolwiek wyjaśniają. Pod koniec w ogóle nie zwracałam na nie uwagi.



Z plusów "Rolls Royce" z pewnością należy wspomnieć o dość zaskakującym zakończeniu, które może nie wbije czytelnika w fotel, ale dzięki niemu pomyślimy o tej powieści w milszy sposób zaraz po jej zakończeniu i z pewnością zrozumiemy pokręcone losy bohaterów.
Do tego należy dodać, że pozytywnym aspektem tej powieści jest również tematyka. Oczywiście w zeszłym roku czytałam książkę, w której życie bohaterów również opierało się o
Należy oddać, że w "Rolls Royce" z pewnością wyróżniają się poszczególni bohaterowie. Nie dość, że posiadają ciekawe imiona, to z pewnością nie są to nudne postaci, choć na pierwszy rzut oka włożone w schemat bogatych i próżnych celebrytów. Prawda jest jednak taka, że wszystko co tu się dzieje, kiedy świeci się lampka w kamerach krążących wokół nich jest w perfekcyjny sposób odegrane według ustalonego wcześniej scenariusza.

Najbardziej pozytywnie wśród rodzeństwa odbierałam przez całą powieść Bentley. Młoda dziewczyna z ambicjami, dość inteligentna oraz dojrzała. Potrafiła w zasadzie w pojedynkę rozegrać swoją intrygę jak świetną partię szachów. Bardzo mi się podobało, że miała na tyle sprytu, aby zawalczyć o marzenia i wyzwolenie się z sideł kontraktów oraz osób zarządzających projektem.
Niestety ciężko mi cokolwiek powiedzieć o Maybachu oraz Porsche. Ja te dwie postaci odebrałam w bardzo neutralny sposób. Myślę, że za bardzo wniknęły w show oraz grane przez nich postaci, a w związku z tym zatraciły się w rolach...

Powieść, która reklamowana była jako zabawna oraz z błyskotliwym humorem, była w rzeczywistości momentami dość żenująca i słaba. Poprzez narzucony przez autorkę pewien kanon i styl pisania, niektóre osoby mogą uznać, że na powieść wyrzucili pieniądze w błoto.

Z aspektów technicznych, minusem z pewnością jest to, że na egzemplarzu końcowym jest ścieralny nadruk w postaci czerwonych, metalicznych kropeczek, które przy dłuższym użytkowaniu mogą całkowicie zniknąć. Przykre...


Moja ocena...

Dość długo się zastanawiałam jak ocenić "Rolls royce". Uczciwie muszę stwierdzić, że miała momenty ciekawsze, ale poprzez specyfikę narracji wielokrotnie chciałam ją odłożyć i zapomnieć, ponieważ trochę mnie wymęczyła.
"Rolls royce" jest póki co, najgorszą książką przeczytaną w tym roku. Ode mnie dostanie ocenę 5/10 i sami zdecydujcie, czy sięgniecie po tę powieść.

A za egzemplarz finalny chciałabym podziękować Wydawnictwu YA!


marca 08, 2018 No komentarze

Autor: Jack Cheng
Tytuł: "Do zobaczenia w kosmosie"
Gatunek: dziecięca
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: YA
Ilość stron: 460
Tłumaczenie: Michał Zacharzewski


Cześć kochani,
dziś w planie była recenzja zupełnie innej książki, ale z pewnych powodów przesunięta została na środę. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe ;) A zatem zapraszam do czytania, a być może "Do zobaczenia w kosmosie" komuś się spodoba i się skusi do przeczytania?

Krótko o treści...


Bohaterem książki jest 11-letni Alex, dumny właściciel Carla Sagana – najmądrzejszego szczeniaka na świecie. Ojciec Alexa od dawna nie żyje, starszy brat mieszka daleko,
a matka ma zazwyczaj „ciche dni” i sama wymaga opieki. Alex interesuje się astronomią – na swoim „złotym iPodzie” nagrywa subiektywną, żywiołową relację z życia na Ziemi, którą pewnego dnia planuje wysłać w kosmos, najlepiej w samodzielnie skonstruowanej rakiecie. Alex wyjeżdża na festiwal skupiający podobnych mu miłośników rakiet i astronomii. Ponosi wprawdzie nie jedną porażkę, ale poznaje za to ludzi, z którymi rusza w dalsza drogę, w poszukiwaniu śladów własnego ojca i nie tylko…
(opis pochodzi ze strony empik.com)



Moja opinia...

Z twórczością Jacka Chenga spotykam się po raz pierwszy, co nie znaczy że ostatni. Dzięki "Do zobaczenia w kosmosie" odkryłam ciekawego autora, który z pewnością zagości na dłużej w mojej biblioteczce.

Jack Cheng stworzył bardzo specyficzną powieść, mogłabym rzec, że w swojej strukturze wręcz oryginalną, a przynajmniej ja się wcześniej z czymś takim nie spotkałam. Niby powieść składa się z rozdziałów, ale tak naprawdę są to nagrania młodego bohatera przeniesione na papier. Czytając tę powieść moje skojarzenia wędrowały ku stenogramom i chyba to byłoby najlepsze określenie struktury rozdziałów w tej pozycji. Każdy z nich składa się z kilkuminutowego zapisu prowadzonego w głównej mierze przez Alexa, choć zdarzały się pewne wyjątki. Są to jego opowieści, nagrania rozmów, czy nawet różne dźwięki wyłapane przez ipod.

"[...] świadomość jest lepsza od ignorancji. Lepiej jest coś wiedzieć i w najgorszym razie próbować pogodzić się z nieprzyjemną prawdą."

"Do zobaczenia w kosmosie" jest odważną powieścią drogi małego chłopca - Alexa przez Stany Zjednoczone, podczas której to wędrówki towarzyszy mu pies Carl Sagan nazwany na cześć idola młodego bohatera. Jest to przede wszystkim historia o spełnianiu marzeń, o sile przyjaźni, o próbie znalezienia miłości pod różną postacią, a w końcu o rodzinie i sile przywiązania do drugiej osoby. 
Narracja została poprowadzona w tak cudowny sposób, iż można było niejednokrotnie zatracić się w świecie pokazanym z perspektywy młodego bohatera. Zdumiała mnie jego zaradność, a jednocześnie zasmucała wielokrotnie samotność - tak na prawdę przez pierwszą część swojego życia był sam, opuszczony i jak teraz tak sobie o tym myślę, to mi samej źle się robi na duchu. 
Autor ukazał w tej postaci jednocześnie smutek, ale też radość z życia i szukania drogi do spełnienia marzeń. I choć Alex był tylko dzieckiem, to miał siłę i samozaparcie, któremu brak niekiedy dorosłemu. Jako postać bardzo mi się on spodobał swoim niezmąconym żadną manierą podejściem do życia. Brał wszystko garściami, a mimo to ciągle myślał o innych: o swoim psie, o bracie, o matce, o poznanych przyjaciołach... 



"Większość ludzi rezygnuje ze swoich marzeń. Docierają do pierwszej, choćby małej przeszkody i się poddają. Potem starają się niszczyć tych, którzy próbują powtarzać to, co im się nie udało."

Myślę, że choć mamy tu styczność z młodym bohaterem, to nawet i osoba dorosła odnajdzie się w tej powieści. Ja ją czytałam z zapartym tchem i bardzo kibicowałam, aby w końcu coś się Alexowi udało, bo pomimo młodego wieku zasługiwał na chwilę szczęścia i dziecięcej radości - bez problemów dorosłych z tyłu głowy. 



Moja ocena...

Bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać tę powieść dzięki uprzejmości wydawnictwa Ya!. Zasługuje ona na to, aby więcej ludzi mogło ją poznać i się zaczytać. Polecam Wam z całego serca. Ode mnie Jack Cheng i "Do zobaczenia w kosmosie" otrzymuje zasłużone i mocne 8/10!

A za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego chciałabym podziękować Wydawnictwu Ya!


marca 05, 2018 No komentarze

Autor: R. J. Palacio
Tytuł: "Cudowny chłopak" 
Gatunek: literatura piękna
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Maria Olejniczak - Skarsgard

Cześć kochani,
dziś mam dla Was opinię książki, jaka zrobiła na mnie w ostatnim czasie ogromne wrażenie. Pozycję niesztampową, nieszablonową, wartą uwagi i przeczytania! Zapraszam!


Krótko o treści...

August jest inteligentnym, dowcipnym chłopcem i jego życie wyglądałoby pewnie zupełnie inaczej, gdyby nie jeden zmutowany gen, z powodu którego ma zdeformowaną twarz i, zanim skończył 10 lat, musiał przejść 27 operacji. Do tej pory patrzył na siebie oczami bezwarunkowo kochających go rodziców i siostry. Teraz, gdy idzie do szkoły – od razu do piątej klasy – przyjdzie mu się zmierzyć ze światem rówieśników i starszych uczniów, z ostracyzmem, uprzedzeniami, a czasem ze zwykłym chamstwem i podłością. Spotka się jednak również z dobrocią, przyjaźnią i wspaniałomyślnością. Kontakt z rówieśnikami odmieni Augusta. Ale czy tylko jego?
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Albatros)

Moja opinia...


Najpierw był film, który mnie wzruszył do granic możliwości. Dopiero po jakimś czasie po obejrzeniu seansu, sięgnęłam po książkę i w żadnym razie nie żałuję.

"gdy człowiek się rodzi, dostaje los i tylko przypadek decyduje, czy jest to los wygrany, czy przegrany. decyduje łut szczęścia."

Z autorką spotkałam się po raz pierwszy i była to przyjemna przygoda. Bardzo spodobał mi się styl pisania R. J. Palacio. Był lekki, przystępny, nastawiony na to, że rodzic z dzieckiem będzie mógł spędzić przy tej pozycji niejeden wieczór, po której to lekturze skłoni do rozmowy, refleksji...
"Cudowny chłopak" nie podąża tylko w jednym, słusznym kierunku. Nie jest przeznaczony jedynie dla dzieci lub rodziców z maluchami. Moim zdaniem nawet dorosły odnajdzie się w tej pozycji. 

Jest to bardzo ciepła i życiowa powieść, podzielona na kilka części, które są prowadzone z perspektywy innego bohatera. Z aspektów technicznych ogromnym plusem są niewątpliwie króciutkie rozdziały oraz duża czcionka. Wszystko to sprawia, że powieść czyta się naprawdę szybko i nie męczy czytelnika podczas czytania. 



Bardzo podobała mi się postać Augusta Pullmana, na której w zasadzie opiera się cała powieść. Jest głównym bohaterem w każdym wątku, nawet jeśli nie ukrywa się pod postacią narratora, to inni nawiązują do jego osoby. August ma wszelkie cechy, aby go polubić. Jest kreatywny, mądry, empatyczny, jednak przez to, że ludzie widzą go przez pryzmat zniekształconej twarzy przez chorobę genetyczną i mnóstwo operacji plastycznych, to również potrafi się zagubić w świecie i być aspołeczny. 
Podobała mi się jego przemiana wewnętrzna. Jak się otworzył na innych, wydoroślał, zmienił swoje podejście do otaczającego go świata, a przy tej wędrówce i przemianie towarzyszyli mu przyjaciele wraz z rodziną. 

Interesującym zabiegiem w książce była historia Augusta z perspektywy jego siostry - Olivii. Pokazała ona, że choroba brata dotyka również innych osób znajdujących się w zasięgu osoby, w okół której kręci się świat. Postać Olivii była na wskroś prawdziwa i niczego nie podkoloryzowała. Pokazała zarówno plusy jak i minusy trudnej miłości do małego człowieczka, który bojąc się akceptacji ze strony rówieśników poniekąd sprawiał przykrości najbliższym...

Bardzo ciężko się do czegoś przyczepić w "Cudownym chłopaku". Może jedynie osoby, które nie przepadają za takim gatunkiem książek stwierdzą, że jest zbyt wyidealizowana, może dziecinna, ale w tej pozycji zostały ujęte tak trudne problemy jak choćby akceptacja choroby oraz dyskryminacji jednostki, niemającej wpływu na to jak wygląda, że nawet osoba, której ta powieść do końca się nie spodoba, doceni zawartą tematykę. Jest tu również zaznaczona próba odnalezienia się w świecie, a nawet tolerancja względem drugiego człowieka.



Moja ocena...

Dla mnie "Cudowny chłopak" był świetną pozycją, do której jeszcze kiedyś z pewnością wrócę, aby odświeżyć sobie historię Augusta Pullmana. Cieszę się, że Wydawnictwo Albatros zdecydowało się w miarę szybko wydać tę pozycję wraz z premierą filmową w Polsce :)
A ocena? 10/10! Inaczej być nie może :)

Czytaliście? A może oglądaliście film? Dajcie znać w komentarzach, czy książka bądź film Wam się spodobał :)
marca 02, 2018 No komentarze

Autor: Izabela Szylko
Tytuł: "Szpilki za milion"
Gatunek: komedia kryminalna
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Burda Książki
Ilość stron: 400

Cześć kochani,
w dzisiejszym dniu chciałabym się z Wami podzielić opinią na temat książki, której kompletnie się nie spodziewałam, a która to przyszła do mnie od Wydawnictwa Burda Książki zapakowana w tajemniczym pudełeczku. Dziś będą "Szpilki za milion" Izabeli Szylko. Serdecznie zapraszam do lektury :)


Krótko o treści...

Jacek Sparowski tego samego dnia traci pracę, dziewczynę i dach nad głową. Kiedy wynajmuje pokój u ciotki przyjaciela i zostaje zatrudniony w nowej firmie, wydaje się, że pech wreszcie przestanie go prześladować. Ale prawdziwe kłopoty dopiero się zaczynają.
Lola Marini – polująca na bogatego męża celebrytka, prywatnie była żona Sparowskiego, która kiedyś perfidnie go wykorzystała – planuje szalony przekręt mający jej przynieść fortunę. Na dodatek zabójczo atrakcyjna i wyrachowana Lola chce wrobić w tę aferę przyjaciela Jacka.
Jacek postanawia więc go ratować, a przy okazji wyrównać rachunki ze swoją byłą żoną. Zaczyna się walka z czasem, mnożą się niespodzianki, a zagadek do rozwiązania wciąż przybywa.
Jak przechytrzyć oszustkę, kiedy największym przeciwnikiem jest własna uczciwość?
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Burda Książki)

Moja opinia...

Kiedy przyszła do mnie tajemnicza przesyłka zapakowana w równie intrygujące opakowanie nie sądziłam, że w środku znajdę... książkę. Po części mogłam się tego spodziewać, ale bądźmy szczerzy ja do prezentów - niespodzianek od wydawnictw przyzwyczajona nie jestem.

Izabeli Szylko jako autorki wcześniej kompletnie nie znałam i nie kojarzyłam, choć tytuł jej nowej powieści mignął mi przed oczami na kilku zdjęciach na instagramie. Już po przeczytaniu kilku stron można stwierdzić jedną rzecz. Autorka ma charakterystyczny styl pisania, lekko przypominający Joannę Chmielewską(szczególnie podobieństwo widzę z "Lesiem"), który to zaskakuje lekkością pióra oraz równowagą pomiędzy dialogami a opisami.


"Szpilki za milion" to niewątpliwie niesztampowa powieść, która porywa na kilka godzin w świat intryg, tajemnic, niespodziewanych zwrotów akcji i urzeka humorem. Już dawno nie zdarzyło mi się, abym przy jakiejkolwiek powieści śmiała się w głos, a ta właśnie tak pozytywne emocje ze mnie wyciągnęła podczas lektury.

Pozycja ta jest przemyślana pod każdym kątem. Nie dość, że mamy tu ciekawych bohaterów, niekiedy dość ekscentrycznych, którzy wnoszą do treści świeżość - jak choćby moja ulubiona pani Ziuta, to jeszcze motyw kryminalno - wręcz sensacyjny sprawia, że w naszych głowach kumulują się kolejne pytania.

W zasadzie powieść zdominowały dwie postaci - Józefiny Żbik - krewkiej, emerytowanej policjantki oraz Jacka Sparowskiego - lekko fajtłapowatego młodego mężczyzny, który najpierw robi a dopiero potem myśli, próbującego zemścić się na byłej żonie. Duet Józefiny i Jacka niejednokrotnie doprowadza do przecudnie zabawnych i wręcz abstrakcyjnych wydarzeń, które jak się na dłuższą metę przemyśli, to jednak mają one sens.
Oprócz bohaterów głównych, należy zdecydowanie wspomnieć o Loli Marini - lekko przejaskrawionej postaci, która moim zdaniem przypominała w niektórych sytuacjach nasze "gwiazdki" z show biznesu. Była zepsutą kobietą, choć w lekko uroczy sposób i z przymrużeniem oka, potrafiła wybrnąć z opresji. Mimo szeregu intryg, polubiłam ją.
Pojawiają się jeszcze inne postaci: w mniej lub bardziej zaskakujący sposób są zamieszane w zaaranżowanym przekręcie za milion, jednak żeby nie psuć Wam przyjemności z czytania, to w tym miejscu postawię po prostu kropkę. :)


Książka zaskakuje przede wszystkim zakończeniem. Kiedy już myślimy sobie w głowach, że autorka nas nie zaskoczy, a z tej przedziwnej sytuacji po prostu nie da się wybrnąć, wówczas dostajemy pstryczka w nos i... po prostu się uśmiechamy pod nosem.
W tej powieści najlepsze chyba jest to, że każdy z bohaterów w mniej lub bardziej przemyślany sposób, zaskakuje nas swoim sprytem. Niby mamy intrygę, niby jest grupka osób chcących nieść pomoc, a jednak akcja zostaje w tak fantastyczny sposób poprowadzona, że niczego nie możemy być pewni do samego końca :)


Moja ocena...

Podczas lektury wyśmienicie się bawiłam. Jest to lekka, przyjemna książka, z humorem sytuacyjnym, która zapewne wielu osobom przypadnie do gustu. Moja ocena? Nie może być mniej jak 8/10. Czytanie tej powieści to była sama przyjemność. Przeczytajcie, bo warto spędzić przy niej parę chwil przyjemności i zatracić się w absurdalnie zabawnej treści :)

A za egzemplarz chciałabym podziękować Wydawnictwu Burda Książki.


marca 01, 2018 No komentarze
Newer Posts
Older Posts

Wyzwanie obieżyświata

Pod tym linkiem znajduje się więcej informacji na temat wyzwania czytelniczego, jakie sobie narzuciłam w 2019r.
Pewnie przejdzie ono również na 2020r., ale mimo wszystko zachęcam do zajrzenia na stronę :)

W I Ę C E J

Zajrzało tu już...

About me

About Me

Cześć!
Witaj w moim małym miejscu.
Serdecznie zapraszam cię do mojego świata, gdzie królują książki i filmy.
Zrób sobie herbatkę lub kawkę, złap za ciepły kocyk i spędź miło czas :)

Kasia, @czytamiogladam_pl

Instagram

Labels

10/10 2/10 3/10 4/10 5/10 6/10 7/10 8/10 9/10 film książka

Blog Archive

  • ►  2021 (1)
    • ►  września (1)
  • ►  2019 (33)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (6)
  • ▼  2018 (97)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (7)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ▼  marca (10)
      • #116 Jak czytać wodę | T. Gooley
      • #115 Kobieta w oknie | A. J. Finn
      • #114 Gus | K. Holden
      • #113 Jej wysokość P. | J. MacGregor
      • #112 Śmierć w Chateau Bremont | M. L. Longworth
      • #111 Krótka wymiana ognia | Zyta Rudzka
      • #110 Royce rolls | M. Stohl
      • #109 do zobaczenia w kosmosie | J. Cheng
      • #108 Cudowny chłopak | R. J. Palacio
      • #107 Szpilki za milion | I. Szylko
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2017 (99)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (10)
    • ►  października (11)
    • ►  września (11)
    • ►  sierpnia (13)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (8)
    • ►  marca (2)

Created with by ThemeXpose