#184 Najlepszy powód by żyć | A. Docher
Gatunek: romans
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: OMGBooks
Ilość stron: 400
Cześć kochani,
postanowiłam dziś wziąć się za opinię książki, która jakiś już czas temu trafiła w moje ręce, ale dopiero teraz znalazłam chwilkę, aby ją dogłębniej przeanalizować.
postanowiłam dziś wziąć się za opinię książki, która jakiś już czas temu trafiła w moje ręce, ale dopiero teraz znalazłam chwilkę, aby ją dogłębniej przeanalizować.
Przyznaję, Augusty Docher wcześniej kompletnie nie kojarzyłam i nawet mi nie przyszło do głowy, że tak może brzmieć pseudonim polskiej autorki, ale nie zrażając się, podeszłam do tytułu bez żadnych uprzedzeń. Czy była to ciekawa książka, warta spędzonego nad nią czasu? Już za chwilkę się przekonacie :)
Moja opinia...
Choć "Najlepszy powód, by żyć" miał swoją premierę w zeszłym roku, to dopiero za sprawą Wydawnictwa OMGBooks ta pozycja trafiła jakiś czas temu w moje ręce.
Przede wszystkim opis był tym, co skusiło mnie najbardziej, aby przeczytać tę powieść - motyw choroby w książkach zwykle chwyta mnie za serce i miałam nadzieję, że coś ciekawego odnajdę w książce A. Docher. Nie miałam wcześniej styczności z tą autorką i nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, co też zwykle ma ogromny plus w postaci braku uprzedzeń i wspomnień z literaturą danego autora.
Zacznijmy może w tym przypadku od stylu i narracji.
Książka została podzielona na dwie fazy: "przedtem" oraz "teraz", przez co długo nie mogłam się połapać w całej historii, aż doszłam do wydarzenia, które wiele rozjaśniło. Przez ten brak wytłumaczenia z początku można się nieźle pogubić i mieć mętlik w głowie. Styl jest niezły, ale czasami odnosiłam wrażenie, że czytam książkę napisaną przez nastolatkę, a nie dorosłą kobietę - szczególnie w częściach, w których poznajemy dogłębniej przemyślenia Marcela. Jego część była bardzo charakterystyczna i dość ryzykowna, co z jednej strony było ogromnym plusem - można było wyczuć wręcz charakter postaci, poprzez prowadzenie narracji, z drugiej może niejedną osobę drażnić. Mi się ten zabieg bardzo spodobał.
W "Najlepszym powodzie, by żyć" mamy wiele elementów, o których już wcześniej gdzieś słyszeliśmy bądź czytaliśmy. Przez większość książki nasuwał mi się tytuł "November 9" C. Hoover. Bardzo podobny motyw, który trafił główną bohaterkę, jak również plot twist, przez co czytając polski tytuł czułam podświadomie jak to się wszystko skończy.
Na uwagę zasługuje kreacja głównych postaci. Dominika na początku była ciekawą bohaterką, dało się lubić i chciałam, wręcz marzyłam żeby wszystko dobrze się skończyło. Jednak kiedy dziewczyna na nowo "odżyła" jej postępowanie zakrawało wielokrotnie o naiwność - zwalam to na karb wieku. Było kilka sytuacji, kiedy zamiast jej kibicować, myślałam o niej w negatywny sposób.
Marcel to całkiem inna bajka. Tu miałam odwrotne wrażenie. Z początku nie za bardzo go lubiłam. Wręcz jego sposób bycia i zachowanie mocno mnie drażniło. Z czasem, przyzwyczaiłam się do tego chłopaka i z każdą kolejną stroną bardzo go polubiłam. Nie jest to idealny bohater, ale budzi w czytelniku nić sympatii, choć również w jego przypadku ogromna naiwność i brak doświadczenia życiowego wielokrotnie budziło we mnie politowanie.
"Czasami potrzebujemy samotności, żeby przetrawić pewne sprawy, przegryźć je w sobie, przemielić i przeżuć, nieraz aż do mdłości. Ale kiedyś nadchodzi właściwy czas i trzeba wyjść z mrocznej jaskini, z tego cholernego gówna, w którym tkwiliśmy, i poszukać kogoś, kto nas pokocha, trzeba być z kimś, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, nie mamy siły Boga, żeby radzić sobie samemu. Wszyscy kogoś potrzebujemy."
Zacznijmy może w tym przypadku od stylu i narracji.
Książka została podzielona na dwie fazy: "przedtem" oraz "teraz", przez co długo nie mogłam się połapać w całej historii, aż doszłam do wydarzenia, które wiele rozjaśniło. Przez ten brak wytłumaczenia z początku można się nieźle pogubić i mieć mętlik w głowie. Styl jest niezły, ale czasami odnosiłam wrażenie, że czytam książkę napisaną przez nastolatkę, a nie dorosłą kobietę - szczególnie w częściach, w których poznajemy dogłębniej przemyślenia Marcela. Jego część była bardzo charakterystyczna i dość ryzykowna, co z jednej strony było ogromnym plusem - można było wyczuć wręcz charakter postaci, poprzez prowadzenie narracji, z drugiej może niejedną osobę drażnić. Mi się ten zabieg bardzo spodobał.
W "Najlepszym powodzie, by żyć" mamy wiele elementów, o których już wcześniej gdzieś słyszeliśmy bądź czytaliśmy. Przez większość książki nasuwał mi się tytuł "November 9" C. Hoover. Bardzo podobny motyw, który trafił główną bohaterkę, jak również plot twist, przez co czytając polski tytuł czułam podświadomie jak to się wszystko skończy.
Na uwagę zasługuje kreacja głównych postaci. Dominika na początku była ciekawą bohaterką, dało się lubić i chciałam, wręcz marzyłam żeby wszystko dobrze się skończyło. Jednak kiedy dziewczyna na nowo "odżyła" jej postępowanie zakrawało wielokrotnie o naiwność - zwalam to na karb wieku. Było kilka sytuacji, kiedy zamiast jej kibicować, myślałam o niej w negatywny sposób.
Marcel to całkiem inna bajka. Tu miałam odwrotne wrażenie. Z początku nie za bardzo go lubiłam. Wręcz jego sposób bycia i zachowanie mocno mnie drażniło. Z czasem, przyzwyczaiłam się do tego chłopaka i z każdą kolejną stroną bardzo go polubiłam. Nie jest to idealny bohater, ale budzi w czytelniku nić sympatii, choć również w jego przypadku ogromna naiwność i brak doświadczenia życiowego wielokrotnie budziło we mnie politowanie.
Dla kogo?
Przede wszystkim dla nastolatków, tych bardziej dojrzalszych emocjonalnie, szukający polskiej alternatywy dla książek dla młodzieży/young adult z ciekawym przesłaniem.
"Jakakolwiek wiadomość i tak jest lepsza od niepewności, bo masz kontrolę, możesz coś zaplanować, przemyśleć, przygotować się do walki."
Moja ocena...
Długo się zastanawiałam nad oceną. Bądź co bądź, książka źle nie jest napisana, a historia całościowo sprawia wrażenie, że gdzieś ją już "widzieliśmy", więc nie znajdziemy w niej efektu "wow". Po dłuższym namyśle dam jej 6/10 licząc, że kontynuacja będzie lepsza :)
0 komentarze