facebook instagram
  • Home
  • Książki
  • Przeczytane książki
  • Filmy
  • O mnie
  • Contact
  • Freebies

Blog recenzencki o książkach i filmach.


Autor: L. Riley
Tytuł: "Sekret Heleny" 
Gatunek: obyczajowa/romans
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 512
Tłumaczenie: Maria Gębicka - Frąc

Cześć kochani,
nie lubię zostawiać nadpoczętych książek, które są nie skończone. Nie lubię też stwarzać sobie aż takich zaległości w pisaniu recenzji. Ale... Zapraszam was dziś na recenzję książki autorki, którą pokochałam po lekturze "Drzewa anioła" (nota bene, pozycja ta pięknie się do mnie uśmiecha z regału, kiedy właśnie piszę recenzję najnowszej powieści autorki). Serdecznie zapraszam :)


Moja opinia...

Kiedy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Albatros wydaje "Sekret Heleny" L. Riley, miałam z tyłu głowy, że dobrze wspominałam "Drzewo anioła" i bardzo chciałam przeczytać najnowszą powieść, dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że zgodziłam się bez zastanowienia na współpracę.

"Sekret Heleny" przenosi nas na cudowną, skąpaną w blasku słońca wyspę - Cypr, gdzie główna bohaterka w pewne lato odkrywa nam i pozostałym członkom rodziny tytułowe sekrety i tajemnice z jej przeszłości. Całość jest podzielona pomiędzy wspomnienia kobiety a jej syna - Alexa, opisane z jego perspektywy w formie pamiętnika. I właśnie ten podział narracyjny poniekąd stanowi siłę tej powieści. Mamy oddzielną fabułę utrzymaną w formie trzecioosobowej oraz pierwszoosobowego Alexa.
Większość czasu skupiamy się tak naprawdę na odkryciu kim jest ojciec chłopca. Sekret ten z jakiegoś powodu nigdy nie wypłynął na wierzch. I choć Helena żyje obecnie w szczęśliwym związku z Williamem, ma z nim dwójkę dzieci, to mężczyzna przed ślubem nie został wtajemniczony w pochodzenie chłopca. 

"Nikt nie wspomina swojej pierwszej miłości - każdy uważa, że jego doświadczenie było wyjątkowe, niezrównane pod względem siły, namiętności i piękna."

Prawda jest taka, że książka aż tak bardzo nie chwyta za serce i nie wnika w emocje czytelnika tak jak to miało miejsce przy "Drzewie anioła". Oczywiście pojawiają się niekiedy sceny, które sprawiają, że żal nam głównej bohaterki, ale muszę tu oddać, iż przez to że przewija się tu tylu mężczyzn i Helena jest niejako przedstawiona jako ideał kobiety, do której oni wzdychają, sprawiało że miałam negatywne odczucia względem tej bohaterki. Wręcz nie polubiłam się z Heleną.
Co innego jeśli wspomnimy o Alexie. Fajny, bystry chłopak, momentami traktowany jak piąte koło u wozu. Zastanawiałam się czasem nad więzią pomiędzy matką a synem. W tym przypadku była bardzo to wiotka nić. Helena jako matka i żona przez sekrety jakie w sobie nosiła potrafiłaby zawieść zaufanie każdego członka rodziny.
Podobało mi się, że w epilogu autorka przeniosła nas kilkanaście lat do przodu. Mamy okazję poznać Alexa z innej perspektywy - młodzieńca, który niewiele brakuje, a popełniłby błędy swojej matki.
Ten zabieg zdecydowanie mi się spodobał i uważam go za mocną stronę całej książki.



Oczywiście to, że L. Riley umieszcza akcję na Cyprze sprawia, że mamy okazję zapoznać się z szeroko rozumianą kulturą tej wyspy. Są tu imprezy, charaktery Cypryjczyków, jedzenie czy picie. Wszystko to sprawia, że tło stanowi o sile książki i jeśli kochacie klimaty grecko-cypryjskie, to ten element z pewnością was nie zawiedzie.

Dla kogo?

Jeśli napiszę, że dla fanów L. Riley, to z pewnością się nie pomylę, ale także dla osób, które w jesienno-zimowe wieczory szukają odrobiny słońca i klimatu letniego. Myślę również, że osoby, które uwielbiają książki ustawione w kilku strefach czasowych także się nie zawiodą.



Moja ocena...

Muszę porównywać "Sekret Heleny" do poprzedniej jej powieści, ponieważ "Drzewo anioła" było genialną historią. W najnowszej książce otrzymujemy przyjemną historię, ale niestety nie porwała mnie na tyle, abym kiedy chciała do niej wrócić - chyba że będę starą babuszką próbującą przypomnieć sobie wszystkie książki tej autorki :) Ocena? 7/10.

A za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Albatros.


września 28, 2021 No komentarze


Autor: N. Sońska
Tytuł: "Słuchaj głosu serca" 
Gatunek: obyczaj/romans
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Czwarta strona
Ilość stron: 304

Cześć kochani,
ruszam z kopyta z okołoświątecznymi książkami i czas na pierwszą polską autorkę - Natalię Sońską, której to "Słuchaj głosu serca" jest moim debiutem z twórczością tej autorki. Czy mi się spodobała? Zapraszam do lektury.


Moja opinia...

"Magia świąt sprzyja zakochanym"

Oj tak! Kiedy dostałam ogromną pakę książek od Wydawnictwa Czwarta Strona w ramach współpracy, od razu wiedziałam że priorytet wśród otrzymanych pozycji będą miały te, których akcja dzieje się w górach! Tak, to że uwielbiam góry nie jest żadnym sekretem, zatem też jako pierwszą przeczytałam książkę Natalii Sońskiej "Słuchaj głosu serca".

Pierwsze zaskoczenie?
Początek w ogóle nie dzieje się zimową aurą. W zasadzie klimat świąteczny pojawia się dopiero pod koniec.
Drugie zaskoczenie?
Ilość jedzenia jaka przewija się pomiędzy kartami opisanej historii nawet mnie zaskoczyła i wielokrotnie czułam wciskający głód gdzieś w środku kręgosłupa, ale na tym kończą się moje "zastrzeżenia", więc przejdźmy do zalet.

"Słuchaj głosu serca" jest powieścią napisaną w trzecioosobej narracji, która daje nam większy pogląd na przeżycia głównych bohaterów i możemy głębiej wczuć się w pozycję naszych ulubionych postaci.
Jagna jest przekochaną i cudowną postacią, która z początku może za bardzo negatywnie jest nastawiona do życia (przez otoczenie i rodzinę), bo w końcu singielka, z czasem rozwija się jako postać i im głębiej wciąga nas historia, tym dziewczyna wie co raz bardziej czego chce.
Znalazłam wiele podobieństw z główną bohaterką i dzięki temu mogłam bardziej wczuć się w emocje jakie nią targały.
Drugą postacią, o której warto wspomnieć to Piotr. Od początku te jego maślane oczy totalnie mi nie pasowały. Mężczyzna parający się zawodem okołomedycznym (przedstawiciel) były jak dla mnie zbyt miły, zbyt wyidealizowany, wręcz zbyt tajemniczy.
Za to do Janka od razu poczułam sympatię. Tak jak połączenie Jagny z Piotrem, kompletnie mi nie pasowało i wyczuwałam pomiędzy nimi skrępowanie dziewczyny, tak przy Janku odczuwałam spokój, relaks i cichą sympatię.
Ostatnią postacią, o której warto wspomnieć jest zdecydowanie babcia Aniela! Dodająca cudownego, góralskiego klimatu, sznytu tradycjonalności i gwary. To jak została przedstawiona ta postać, sprawia że nawet teraz pisząc recenzję, czuję spokój i ciepło na serduchu. Zdecydowanie babcia dodała uroku całej pozycji.



Tak jak z początku uznałam za delikatny zarzut, że magia świąt pojawia się dopiero pod koniec powieści, tak im dłużej o tym myślę, tym mam wrażenie że był to celowy zabieg, bowiem święta w górach(moje niespełnione marzenie) mają w sobie tyle magii, że starczyło jej na całą powieść.
Podobało mi się to, jak autorka przedstawiła klimat gór, ludzi tam zamieszkujących i otoczenie jako otwartość i ciepło, do którego się wraca z melancholią we wspomnieniach.

Historia zawarta w "Słuchaj głosu serca" zdecydowanie daje nadzieję na lepsze jutro i wskazuje nam, abyśmy nigdy nie skreślali starych znajomości. Kto wie, co może się zrodzić z sympatii albo przerodzić z przyjaźni?

Dla kogo?

Zdecydowanie dla fanów książek, których akcja dzieje się w górach, ale również dla osób, które szukają lekkiej i niezobowiązującej lektury na jesienny wieczór.


Moja ocena...

Zdecydowane i mocne 7/10! I choć jest to moja pierwsza przygoda z piórem Natalii Sońskiej, to wiem już że nie ostatnia. Nie mogę się wręcz doczekać, aż sięgnę po kolejne książki tej autorki.
Gorąco polecam!

A za możliwość lektury, chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Czwarta Strona. 


listopada 12, 2019 No komentarze


Autor: C. Rider
Tytuł: "Pocałunki w Nowym Jorku" 
Gatunek: młodzieżówka
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Feeria Young
Ilość stron: 240
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska

Cześć kochani,
tegoroczne święta zbliżają się powolnymi krokami, jednak wydawnictwa na rodzimym rynku już teraz zasypują czytelników tytułami z okołoświąteczną atmosferą. A w związku z tym, że ja kocham! świąteczny czas, nie może być inaczej, że i na blogu częściej się będą pojawiać powieści z klimatem wigilino-bożonarodzeniowym. A zatem, zacznijmy od pierwszej takiej książki!



Moja opinia...

"Pocałunki w Nowym Jorku" otrzymałam dzięki współpracy z Wydawnictwem Feeria Young. Rzadko się zdarza, abym skusiła się na książkę wyłącznie po przeczytaniu jej tytułu, no ale tak właśnie było w tym przypadku. Widząc "pocałunki" i "Nowy Jork" czułam, że to będzie świetna powieść, bo jakże by inaczej? A kiedy moim oczom ukazał się opis oraz okładka, zakochałam się w tej książce i miałam wewnętrzne pragnienie, aby ją przeczytać jak najprędzej :)

"Dom to dom. To miejsce, z którego pochodzisz. Nic tego nie zmieni. Myślisz o nim jako o miejscu fizycznym, gdzie wszystko się zaczyna. Może chodzi o to, żeby pomyśleć o nim jako o miejscu emocjonalnym, gdzie wszystko się zaczyna."

Catherine Rider ma niewątpliwie dar przekazywania emocji czytelnikowi. "Pocałunki w Nowym Jorku" to niebanalna historia o uczuciu, jakie rodzi się pomiędzy dwojgiem obcych sobie ludzi, których łączy podobne emocjonalne doświadczenie, bowiem zostają odrzuceni przez swoje drugie połówki. Czytając tę powieść wielokrotnie ukradkiem podśmiewałam się zza kart powieści, uroniłam kilka łez wzruszenia i to tylko na 240 stronach! 

"Pocałunki w Nowym Jorku" są powieścią, która odrobinkę idealizuje zawieranie nowych znajomości, ale przez to że jest tak ciepła i emocjonalna, możemy jako czytelnicy przymknąć na to oko. Bo czy przecież nie o to chodzi w książkach bożonarodzeniowych?

"Podejmując ważną decyzję, nigdy nie zastanawiaj się, jak ona wpłynie na mężczyzn w twoim otoczeniu. Kobieta jest kobietą tylko wtedy, kiedy myśli samodzielnie i kiedy działa samodzielnie. A większość facetów nie jest warta twoich łez."

Ogromną zaletą "Pocałunków..." jest fakt, że cały czas coś się w niej dzieje, ponieważ jest to taka typowa książka drogi. Przemierzamy wraz z bohaterami praktycznie cały Nowy Jork, wczuwamy się w ich emocje, poznajemy ich odkrywając kawałeczek po kawałeczku i czujemy magię świąt. Bardzo ciekawym aspektem było to, że tak naprawdę do samego końca nie można było przewidzieć dokąd zaprowadzi naszych bohaterów cała ta podróż po ogromnej metropolii.
Podobało mi się również to, że Nowy Jork właśnie w ten czas został przedstawiony jako miasto puste, wręcz momentami bezludne, dzięki czemu w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że ten Nowy Jork, to miasto, które nigdy nie zasypia, jednak w jeden dzień w roku, staje się opuszczonym miejscem. W końcu zdajemy sobie sprawę, że w trakcie świąt najważniejsza jest rodzina i czas z nią spędzony.



Cała narracja opiera się na pierwszoosobowej formie, która została poprowadzona naprzemiennie, pomiędzy naszymi postaciami - Charlotte i Anthony'ego. Uwielbiam książki, gdzie mamy od samego początku wgląd w różne punkty widzenia, więc i tu autorka rozkłada nam wszystkie karty.
Charlotte ujęła mnie swoją brytyjskością, której od samego początku nie ukrywała. Była postacią, której spontaniczność i nie nachalność bardzo mi się spodobała. Była zwyczajną dziewczyną, która po rozstaniu okazała się silną kobietą. Momentami zazdrościłam jej tej wewnętrznej siły.
Z kolei Anthony - prosty młodzieniec, który posiadał w sobie ogromny ból. Musiał się z nim uporać, jak również z uczuciem zawodu, jakie sprawiał ojcu i bratu.
I na koniec, ciężko nie wspomnieć, Pomyłka. Najsłodszy i najcudowniejszy psiak, który towarzyszył naszym bohaterom w odnalezieniu siebie :)


Dla kogo?

Zdecydowanie dla osób, które tak jak ja uwielbiają święta i przedświąteczny czas, ale również dla fanów Nowego Jorku i powieści/filmów drogi. Często wyczuwałam, jakby autorka inspirowała się filmami Woody'ego Allena.

Moja ocena...

Od samego początku czułam, że będzie dobrze i rzeczywiście nie zawiodłam się na tej książce. 8/10! Nie jest to wybitne dzieło, ale "Pocałunki w Nowym Jorku" potrafiły wyciągnąć ze mnie określone emocje i sprawiły, że świetnie spędziłam przy niej czas. Tylko... Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się dalszych losów Charlotte, Anthony'ego i Pomyłki :)
Polecam ogromnie na odprężenie pomiędzy świąteczną gorączką :)

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young za możliwość przeczytania.



listopada 10, 2019 No komentarze

Autor: A. Urbanowicz
Tytuł: "Gałęziste" 
Gatunek: horror
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Vesper
Ilość stron: 400


Cześć kochani,
przychodzę dziś do Was z polskim tytułem, sprawiającym iż z ogromną przyjemnością zatraciłam się w świecie wierzeń słowiańskich, które zostały okraszone lekką nutą horroru. Ale czy rzeczywiście książka była aż tak dobra? Czy polski tytuł zasługuje na same superlatywy?




Moja opinia...


"Gałęziste" Artura Urbanowicza nie jest pierwszą powieścią na rynku wydawniczym tego autora. Możemy znaleźć między innymi "Inktub" czy też "Grzesznika", jednakże dla mnie jest to pierwsze spotkanie z tym autorem.
Książka "Gałęziste" jest drugim podejściem autora do tematu. II wydanie z 2019r.(premiera planowana na 13 listopada) zostało wzbogacone o genialne ilustracje Michała Loranca oraz dodatkową redakcję całego tekstu. Nie wiem jak czytało się pierwsze wydanie - nie miałam możliwości z zetknięciem się, jednakże pod względem redakcyjnym "Gałęziste" jest świetną lekturą. Przez cały tekst w zasadzie przepływamy i nie możemy się oderwać od historii opowiedzianej pomiędzy kartkami dość grubego tomiska. Autor genialnie buduje napięcie, kreuje opowieść rodem z ciekawszych filmów grozy, a próba odłożenia lektury na inny czas graniczy z cudem.
Jednym z niewątpliwych atutów tej pozycji stanowi, styl pisania Artura Urbanowicza. Podczas lektury wielokrotnie jeżą się włoski na karku. Autor ma niewątpliwy dar wpuszczania czytelnika w przysłowiowe maliny. Zmienność akcji w połączeniu ze świetnym stylem pisania sprawia, że po skończonej lekturze poczujemy satysfakcję podczas odkładania książki na regał domowej biblioteczki.
"Gałęziste" wyróżnia się nie tylko świetną narracją, ale też mistrzowskim światem przedstawionym. Historia toczy się w okolicy Suwałk, jezior, tajemniczych lasów, cmentarzyska i osady. Niby nic nadzwyczajnego, ale charakteru i smaczku dopełniają zwroty akcji i oraz rewelacyjnie nakreślone charaktery postaci, których profile psychologiczne pokazują, że są to postaci nieszablonowe, oraz elementy zaskoczenia.



Zacznę od postaci, która najmniej mi się spodobała - Karolina. Momentami wydawała mi się za bardzo nakręcona na całą podróż i matkowała wszystkiemu co się dało. Według mnie tworzyła się w okół niej aura lekkiej antypatyczności spowodowanej relacją z Tomkiem. Na tym poziomie główna bohaterka z pewnością nie zyskała zbyt wielu zwolenników, jednakże pomijając aspekt nawiązywania relacji, dziewczyna po bliższym poznaniu zyskiwała. Podobała mi się w niej pewna dociekliwość i zawziętość w dotarciu do prawdy, a później w ucieczce.
Z kolei Tomek od samego początku był postacią, która wzbudzała we mnie sprzeczne uczucia. Jego postępowanie wynikające często ze zwierzęcych popędów sprawiało, że patrzyłam na niego z politowaniem. Mężczyzna został tu ukazany jako uległy, zmanipulowany, dość prosty człowiek, z którego na koniec wychodzą wszelkie najgorsze ludzkie cechy.
Ostatnią postacią, na której chciałabym się skupić to Natalia. Z początku dość tajemnicza, z czasem ukazująca swój prawdziwy charakter i cele, dla których jej postępowanie jest takie a nie inne.

Zmienność akcji, tajemniczość, totalna nieprzewidywalność to są słowa w jakich mogłabym opisać całą powieść.

Dla kogo?

Nie jestem i nigdy nie byłam fanką horrorów, tym bardziej w literaturze, ale tutaj? Artur Urbanowicz w tak ciekawy sposób wciągnął mnie w rozgrywkę nad mazurskimi jeziorami, że poczułam ogrom satysfakcji po przeczytaniu "Gałęzistych". Zatem nawet jeśli czytelnik nie jest zbyt wielkim fanem horrorów i zjawisk nadprzyrodzonych, uważam że ta pozycja iż niejedna osoba będzie zadowolona ze spędzonego czasu podczas jej lektury.


Moja ocena...

Zdecydowanie i bez zająknięcia 10/10! Zdecydowanie polecam! Jest to jedna z niewielu książek, która sprawiła mi ogrom satysfakcji i niezapomnianych wrażeń.

A za możliwość przeczytania chciałabym podziękować Wydawnictwu Vesper.


października 29, 2019 No komentarze
Autor: A. Docher
Tytuł: "Rozdroża" 
Gatunek: romans
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Editio Red
Ilość stron: 400


Cześć kochani,
długo się zbierałam, aby napisać tę opinię, ale w końcu chwila się znalazła i do boju :)
Przyznam się wam, że kiedy otrzymałam propozycję współpracy przy tym tytule, miałam mieszane uczucia. Poszłam spać i dopiero na drugi dzień odpisałam pozytywnie. Sama byłam tym zaskoczona, bowiem poprzednie dwie książki o Dominice i Mrcelu autorstwa A. Docher nie do końca mi się podobały. Miały fajne momenty, dało się wyczuć charakter postaci poprzez narrację, ale moim zdaniem było w nich odrobinę za dużo chaosu, kilka błędów logicznych i czasem miałam wrażenie jakby cała historia jednak była oderwana od rzeczywistości.
Ale że uwielbiam działać sobie czasem na przekór i stawiać sobie poprzeczki, postanowiłam że dam autorce ostatnią szansę, według przesłania "do trzech razy sztuka". I co? Zachęcam do poniższej lektury :)



Moja opinia...

A. Docher była mi dotychczas znana z troszeczkę innej strony, więc kiedy przyszła do mnie jej najnowsza powieść "Rozdroża" lekko się przeraziłam jej objętością. Obawy były na wyrost. Narracja jest świetna. Lekka, przyjazna czytelnikowi, przez co książka momentami staje się wręcz nieodkładalna na później. Bardzo podobało mi się, że autorka zachowała równowagę pomiędzy dialogami a narracją. Książkę dzięki temu czyta się szybko, a fragmenty z większą ilością tekstu nie męczą. Dzięki zastosowaniu narracji pierwszoosobowej ze strony dwóch bohaterów - Jane i Edwarda - widzimy co się dzieje przez całą historię w ich głowach. Do mnie bardziej przemawia tego typu narracja, ponieważ nie lubię niedomówień w książkach.
Ogromnym atutem tej powieści jest to, że możemy się w niej zatracić. Że w pewnym momencie łapiemy się na tym, iż zapominamy o otaczającym nas świecie i chwilami zastanawiamy się, w jakiej epoce dzieje się akcja, ponieważ stare elementy idealnie przeplatają się z nowoczesnością.



Jane i Edward. Od pierwszej styczności pomiędzy tymi postaciami od razu czuć buchające iskry. Ich relacja została przedstawiona w sposób subtelny, oboje posiadali pewnego rodzaju obawy, swoją historię, pewne tajemnice i bardzo mi się podobało, że autorka przez całą powieść budowała napięcie w relacji pomiędzy tą parą.
Z tej dwójki bardziej podobał mi się nakreślony charakter Edwarda. Momentami gbur o gołębim sercu. Trochę jak "Bestia" z bajki "Piękna i Bestia". Bardzo często właśnie takie miałam skojarzenia z tą postacią podczas lektury.
Jane - trochę niepokorna, nieokrzesana amerykanka, z nowatorskimi metodami opieki nad Adelką.
A właśnie, jak mogłam zapomnieć o Adelce! Wielokrotnie krajało mi się serce, kiedy miałam przed oczami jak Edward traktował małą dziewczynkę. Miałam ochotę powiedzieć mu, co o nim myślę, dlatego też w tych momentach Jane miałam moje absolutne poparcie.

Wielokrotnie podczas lektury książki "Rozdroża" byłam zaskoczona, że autorka potrafiła wzbudzić we mnie ciekawość. Tworzyła takie zwroty akcji, że niejednokrotnie łapałam się na tym, iż chcę więcej! Sceny opatrzone nutą humoru, idealnie dobrane dialogi, nie było tutaj niepotrzebnej treści, a całość zakończona miłym, choć odrobinkę zbyt przesłodzonym akcentem.


Dla kogo?

Dla fanek(bo czy są tu jacyś fani?) romansów historycznych, sióstr Bronte oraz osób, które szukają lekkiego, niezobowiązującego romansu - tzw. umilacza na kilka jesiennych wieczorów. Osób, pragnących idealnie napisanej historii opatrzonej humorem, ciętym językiem i interesującymi losami bohaterów.

Moja ocena...

Zastanawiałam się jaka ocena byłaby uczciwa dla najnowszej książki Augusty Docher. Po ostatnich dwóch podejściach byłam lekko zawiedziona, choć książki nie były złe. "Rozdroża" natomiast ustawiły tę autorkę na wyższej półce. Dla mnie bardzo mocne 8/10. Za humor, za relację pomiędzy postaciami, za zwroty akcji, za "nieodkładalność" najnowszej książki.
Nigdy nie czytałam klasyki C. Bronte, ale teraz wiem jedno! Na pewno po nią sięgnę!
A Wam gorąco polecam "Rozdroża" A. Docher i czekam na więcej książek z cyklu "Z klasyką w łóżku" - ciekawa jestem jakie kolejne profanacje dojdą do skutku :)

A za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

września 01, 2019 No komentarze

Autor: A. Todd
Tytuł: "The brightest stars" 
Gatunek: YA
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: OMG Books
Ilość stron: 320
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy


Cześć kochani,
z A. Todd znam się od zrecenzowania jej poprzedniej powieści na polskim rynku "Nothing less", której opinię znajdziecie pod TYM linkiem. Muszę się wam przyznać, że nigdy nie czytałam jej serii "After". Jakoś nigdy nie była mi tamta tematyka bliska, więc w sumie ucieszyłam się, że autorka przychodzi do nas z czymś zupełnie innym, nowym, świeżym. A jak wyszło? Zaraz się przekonacie :)

"Są takie chwile, kiedy nie musisz nic mówić. Chwile, kiedy wszytsko jest proste, kiedy możesz dzielić z kimś pomieszczenie lub moment bez konieczności zapełniania tej przestrzeni słowami, chwile, kiedy wszystko po prostu się układa."

Moja opinia...

"The brightest stars" ma jedną, przeogromną wadę, po której pozostaje niesmak i zdziwienie na koniec lektury. Gdzie ten "pożar zmysłów", który jest nam obiecywany na okładce? Tam była raptem iskierka, która rzeczywiście mogłaby wzniecić pożar, ale nic poza tym.



Cała opowieść składa się z bardzo krótkich rozdziałów, które są ogromnym atutem zawartej w środku historii. Dzięki temu oraz całkiem prostemu językowi i utrzymanej pierwszoosobowej narracji, mamy możliwość zżycia się z bohaterami, nie czujemy dyskomfortu niedomówienia, a przede wszystkim powieść czyta się w ekspresowym tempie. Nie czujemy zmęczenia treścią, a książka sama w sobie z pewnością źle nie zostanie odebrana. To jest idealny przykład powieści na jeden wieczór, choć ma zadatki na ciekawą fabułę, to miejscami odniosłam wrażenie, że autorka jednak nie udźwignęła tematu. Z drugiej strony liczę, że pojawi się kontynuacja, która wiele niedomówień jednak wyjaśni.

Zarówno Karina jak i Kael są postaciami po przejściach, mającymi własne historie, dzięki czemu czujemy zaciekawienie ich losami. Bardzo podobała mi się relacja pomiędzy tym dwojgiem. Nie była aż tak nasycona, delikatnie się rozwijała, dawała czytelnikowi pole do rozważań.
Oczywiście, w pewnym momencie cała historia staje się wręcz nazbyt przewidywalna, jednak trzeba oddać autorce, że "The brightest stars" porusza zdecydowanie poważniejsze tematy, które jednych chwycą za serce, innych nie dotkną właściwie w ogóle.

"Jak to możliwe, że szczęście ma zawsze taki krótki żywot, a rozpacz przedłuża swój pobyt niczym niepożądany gość?"

Muszę jednoznacznie stwierdzić, że mając porównanie z książką "Nothing less", "The brightest stars" zdecydowanie przypadła mi do gustu. Podobał mi się dość leniwy klimat, proste życie bohaterów, a nawet pewna przewidywalność zakończenia. Właściwie, gdyby nie fakt, że okładka ukierunkowuje czytelnika, że w środku może znaleźć ostre sceny erotyczne, których jest właściwie brak, bądź są jak na lekarstwo, to książka mogłaby być nawet dobra.
W każdym razie zakończenie połechtało moją ciekawość i z pewnością skuszę się na kontynuację(jeśli autorka o taką zadba), bo jednak jestem ciekawa dalszych losów Kariny i Kaela.

Dla kogo?

Dla osób, które uwielbiają pióro A. Todd, ale też dla tych, którzy nigdy nic tej autorki nie czytali. Wydaje mi się, że ta druga grupa szybciej polubi nowe postaci i losy bohaterów, aniżeli ci, co związali się czytelniczo z bohaterami serii "After".



Moja ocena...

Dość długo się wahałam nad oceną tej powieści, stąd też tak późno pojawiła się recenzja na blogu. Bardzo podobała mi się relacja pomiędzy Kariną i Kaelem. Nie było w niej niepotrzebnego napięcia, czułam między nimi delikatne iskierki, ale powieść sama w sobie jest zbyt przewidywalna. Oczywiście, będzie idealna na nudny wieczór, jako odskocznia pomiędzy cięższymi powieściami, ale finalnie, szału nie ma.
Maksymalnie mogę dać jej 6/10, licząc że kontynuacja będzie bardziej przemyślana i ciekawsza :)

A za możliwość przeczytania i zrecenzowania chciałabym podziękować Wydawnictwu OMG Books.



sierpnia 18, 2019 No komentarze

Autor: M. Miller, A. Strickland
Tytuł: "Cień" 
Gatunek: sci-fi
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 512
Tłumaczenie: J. Radzimiński, D. Radzimińska

Cześć kochani,
tego o mnie z pewnością nie wiecie, ale uwielbiam czytać książki o zabarwieniu sci-fi. Już jako małe dziecko - miałam wówczas jakieś 8-9 lat - poszłam pierwszy raz do kina na "Gwiezdne wojny cz.IV"(wówczas to była część I). Pamiętam do dziś jak miłość do sci-fi narodziła się w tamtym momencie. 
Zatem, kiedy dostałam informację od Wydawnictwa Uroboros o nowościach wydawniczych, nie wahałam się ani chwili. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu chodziła za mną myśl, aby coś przeczytać z gatunku sci-fi.
A zatem... Czy "Cień" jest wart naszej uwagi?
Serdecznie zapraszam do recenzji :)


Moja opinia...

Moje pierwsze wrażenie na temat tej książki było "ale grubasek!" i zwątpiłam, czy dam radę przeczytać całość. Nie przepadam za długimi i ciężkimi książkami oraz zawartymi w nich historiami. Zwykle męczy mnie sam fakt patrzenia na taką pozycję, a co dopiero się za nią zabrać :)
Ale nic to, postanowiłam zawalczyć.
Zaglądam do środka i co widzę? Świetne łamanie tekstu, idealna czcionka(dla mnie), która jest dość duża i co zaskakujące duże marginesy, to wszystko składa się na niezłego grubaska.

Zdecydowanie, osoba sięgająca po "Cień" choć w minimalnym stopniu musi lubić klimaty sci-fi, bowiem już od pierwszej strony zostajemy rzuceni w otchłań kosmosu.
Poznajemy Quole Uvgamut, dziewczynę, panią kapitan statku, który pozyskuje tajemniczą substancję zwaną właśnie cieniem. Quole z początku wydawała mi się dość chwiejną postacią, która nie do końca wie czego chce i którą to ścieżką podążać. Lekko zagubioną, ale muszącą liczyć się z resztą ekipy poławiaczy. Mającą w sobie pewną tajemnicę, o której jest niechętna zdradzać nieznajomym.
Z czasem do niej dołącza Nev - świetna postać, która jest w zasadzie wyznacznikiem tego, co uwielbiam w męskich kreacjach. Przebojowy, silny, odrobinę tajemniczy, ale też na swój sposób uroczy. A do tego należy dodać, że jest... księciem! Czuć od pierwszych stron, że między tą dwójką coś zaiskrzy, a jak wiadomo niedaleki jest krok od nienawiści do miłości. A do tego wszystkiego Nev musi stoczyć nie tylko wiele walk na miecze, ale też wewnętrzną walkę pomiędzy dokonywanymi wyborami...
Jednakże według mnie najciekawszą postacią jest Basra, który od samego początku tworzy aurę tajemniczości. Nie wiadomo skąd pochodzi, czym się wcześniej zajmował, czy ma rodzinę, ale w jakiś dziwny sposób trafił na statek Quole i jej pomaga.

Cała historia jest napisana bardzo lekko, wręcz przychylnie dla czytelnika, że byłam w ogromnym szoku kiedy zobaczyłam ostatnią stronę "Cienia".

Największym atutem tej powieści jest niewątpliwie akcja oraz zaskakiwanie czytelnika. Nie ma wręcz momentu odpoczynku, akcja goni akcję i ma się wrażenie oglądania dobrego filmu sci-fi aniżeli czytania książki. Tu po prostu wszystko pasuje, nie ma się do czego przyczepić(choć pewnie znajdą się osoby, którym coś nie przypasuje). A co najważniejsze, kompletnie nie czuć, że książka została napisana przez dwóch autorów. Ich style w tak cudowny sposób się łączą, że człowiek nie zastanawia się, kto daną część napisał, tylko pochłania kolejne strony tej pozycji.
Moim zdaniem "Cień" jest kwintesencją dobrego sci-fi, którego zwieńczeniem jest świetne zakończenie, sprawiające, że z wielką niecierpliwością będziemy czekać kolejnego tomu, kolejnych przygód Quole, Neva, Basry i pozostałej ekipy.



Dla kogo?

Po części na pewno dla fanów sci-fi, ale przede wszystkim dla osób, które dotychczas unikały tego gatunku. Książka utrzymana jest raczej w stylu młodzieżówki z elementami akcji, sci-fi, romansu i zagadkowych przygód.

Moja ocena...

W tym przypadku nie może być niżej niż 9/10. Fabuła jest świetnie rozpisana, a zakończenie sprawia że mamy ochotę na więcej przygód Neva i Quole, wraz z pozostałą ekipą poławiaczy. Szczerze Wam się przyznam, że dawno nie czytałam tak fajnie skrojonej książki, na której kontynuację czekałabym z wielką ochotą. Polecam! Koniecznie przeczytajcie!

A za możliwość przeczytania chciałabym podziękować Wydawnictwu Uroboros.



sierpnia 13, 2019 No komentarze
Older Posts

Wyzwanie obieżyświata

Pod tym linkiem znajduje się więcej informacji na temat wyzwania czytelniczego, jakie sobie narzuciłam w 2019r.
Pewnie przejdzie ono również na 2020r., ale mimo wszystko zachęcam do zajrzenia na stronę :)

W I Ę C E J

Zajrzało tu już...

About me

About Me

Cześć!
Witaj w moim małym miejscu.
Serdecznie zapraszam cię do mojego świata, gdzie królują książki i filmy.
Zrób sobie herbatkę lub kawkę, złap za ciepły kocyk i spędź miło czas :)

Kasia, @czytamiogladam_pl

Instagram

Labels

10/10 2/10 3/10 4/10 5/10 6/10 7/10 8/10 9/10 film książka

Blog Archive

  • ▼  2021 (1)
    • ▼  września (1)
      • #192 Sekret Heleny | L. Riley
  • ►  2019 (33)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2018 (97)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (7)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (10)
    • ►  kwietnia (10)
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2017 (99)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (10)
    • ►  października (11)
    • ►  września (11)
    • ►  sierpnia (13)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (8)
    • ►  marca (2)

Created with by ThemeXpose