facebook instagram
  • Home
  • Książki
  • Przeczytane książki
  • Filmy
  • O mnie
  • Contact
  • Freebies

Blog recenzencki o książkach i filmach.


Autor: S. Bachleda
Tytuł: "Pocałunek cesarza" 
Gatunek: romans historyczny
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 436

Cześć kochani,
dziś mam dla Was książkę napisaną przez polską pisarkę, ale... z dość nieszablonowym miejscem zdarzeń. Był to jeden z elementów, które sprawiły, iż zdecydowałam się na zrecenzowanie tej pozycji. Czy było warto spędzić nad nią czas? Za chwilkę się przekonacie...



Krótko o treści...

Dziewiętnastowieczna Francja to idealne miejsce na historię miłosną o kopciuszku, który spotkał swojego księcia… Jednak w tej bajce nie wszystko okaże się tak piękne, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Oto młoda Charlotte, która olśniewa swoją urodą wszystkich dookoła, oczekuje powrotu swojego narzeczonego. Niestety, Victor wkrótce zdecyduje o opuszczeniu Charlotty na zawsze, a złamane serce dziewczyny będzie się domagać pociechy… Czy znajdzie się ktoś, komu będzie mogła zaufać? Co wydarzy się na francuskim dworze, kiedy piękna Charlotte zagości w murach Wersalu? I jaką rolę w tych wszystkich wydarzeniach odegra dumny cesarz Francji?

Moja opinia...

Z tego typu powieściami, gdzie akcja dzieje się w odleglejszych wiekach, miałam już styczność wielokrotność i choć romans historyczny wydaje się dość prostym gatunkiem literackim, to można popłynąć na całej linii, kiedy autor "nie czuje" danej literatury bądź niewystarczająco wczyta się w kontekst historyczny. Większość książek, z jakimi się dotychczas spotykałam, opierała się na pewnych utartych schematach: począwszy od charakterystycznych bohaterów, poprzez w specyficzny sposób prowadzoną akcję, a skończywszy na humorze czy też odpowiednich zachowaniach postaci - odpowiednio do danego wieku i panujących zasad dobrego wychowania. Książki te dają jako takie pojęcie o danej sytuacji polityczno - ekonomicznej danego kraju oraz choć przez chwilę możemy cofnąć się i poczuć klimat jaki wówczas panował...

Możecie się zastanowić dlaczego napisałam tak długi wstęp do recenzji książki Sylwii Bachledy - już tłumaczę. Wydaje mi się, że autorka na siłę próbowała przełamać powyższy schemat. Stworzyła własną historię, z wieloma nowymi wątkami - niekoniecznie zgodnymi z aktualną historią. Spróbowała swoich sił w gatunku, który chyba nie do końca potrafiła udźwignąć. Szczególnie, że postanowiła wpleść postać cesarza Francji, zmieniając mu imię na Aleksander - nota bene bardzo ładnie brzmi, ale czy spójne z historią? Nie bardzo. XIX wiek we Francji to jest chyba najbardziej burzliwy czas w dziejach tego kraju i nie jestem do końca pewna, czy tworzenie na nowo własnej fikcji literacko - historycznej było dobrym pomysłem.



Jednak muszę jednoznacznie stwierdzić, że autorka w "Pocałunku cesarza" ma bardzo przyjemny styl pisania. Stworzyła powieść, którą czyta się łatwo i w miarę przyjemnie. Do tego należy w tym miejscu wspomnieć, iż akcja goni akcję. Nie ma większych przestojów pomiędzy wydarzeniami, a dialogi oraz opisy są równoważne, ale...

Jednym ze słabszych punktów w tej książce jest niestety główna bohaterka - Charlotte. Myślę, że jedni ją pokochają, inni - jak ja - znienawidzą. Należy w tym miejscu rozgraniczyć Charlotte sprzed pewnej sytuacji jaka miała miejsce i zaraz po niej - nie chcę spojerować, ale osoby czytające od razu załapią, o którym momencie piszę w tym miejscu.
Charlotte sprzed tej sytuacji jest młodziutka, okropnie niestała w emocjach i własnych uczuciach - każdemu napotkanemu mężczyźnie(a było ich trzech), do którego "poczuje mięte" od razu wyznaje miłość i się z nimi całuje! Momentami czuć telenowelę brazylijską. Już pomijam fakt, że takie zachowanie nie przystawało w tamtych czasach, a trzymanie kobiety za dłoń(bez rękawiczki) uznawało się za przejaw zbytniego zbliżenia i bezpośredniości. Wiele gestów, słów czy zachowań należało dozować z umiarem - ot taki flirt sprzed wieków.
Natomiast Charlotte po wspomnianym wyżej wydarzeniu, została przez autorkę w pewien sposób odmieniona. Stała się postacią bardziej konkretną, bez rozpraszaczy, skupioną na jednej osobie, co w odbiorze było zdecydowanie lepsze, bardziej interesujące, choć też należy pamiętać że nadal była młodą osobą, lekko naiwną, nieokrzesaną trzpiotką, która musiała szybko dojrzeć do powierzonej jej roli.

Wydaje mi się, że po części całą książkę ratuje Aleksander - chyba najlepsza postać w całej powieści. Tworzy się w okół niego aura tajemniczości, lekkiej demoniczności, co mi osobiście bardzo odpowiadało i to on przede wszystkim sprawiał, że chciałam się jak najszybciej dowiedzieć kiedy znowu się pojawi. Zabrakło mi może jeszcze więcej pazura z jego strony, aby pokazać kto tu tak naprawdę rządzi...

I ostatnie postaci pojawiające się dość często - zalotnicy Charlotte - Victor i Franciszek. Dla mnie to takie ciepłe kluchy, że aż szkoda o nich wspominać... Charlotte mogła im dowoli grać na emocjach, a oni i tak jej wszystkie przewinienia wybaczali. Podejrzewam, że zostali ukazani jako kontra do Aleksandra, ale z jednego bym zrezygnowała...



Pozycja ta zaskoczyła mnie przede wszystkim mnogością niedomkniętych wątków, zaskakującymi zwrotami akcji oraz skupianiu się na sferze emocjonalnej pomiędzy postaciami. Zabrakło mi pierwiastka dodatkowego w postaci dziejących się burzliwych wydarzeń w XIX-wiecznej Francji, czy próbie wzorowania się na realnej postaci - na przykład wziąć za inspirację Ludwika XVIII bądź któregoś z późniejszych cesarzy.
Przez całą powieść cesarz niby coś tam robi w wolnym czasie, ale przede wszystkim skupia się na rozkochaniu w sobie Charlotty.

Podsumowując...

"Pocałunek cesarza" nie jest złą pozycją jeśli zauważymy, że autorka - Sylwia Bachleda debiutuje na rynku literackim, ale przy kontynuacji przemyślałabym na jej miejscu kilka elementów związanych z fabułą i może wplotła bardziej realne wątki, a nie tylko skupiała się na sferze emocjonalnej pomiędzy postaciami. Mimo to, daję tej powieści mocne 6/10 z nadzieją, że kontynuacja będzie bardziej przemyślana :)

A za możliwość przeczytania chciałabym podziękować Wydawnictwu Novae Res.

kwietnia 30, 2018 No komentarze


Cześć kochani,
w końcu się przekonałam i postanowiłam zrobić zapowiedzi książkowe w formie cyklicznych, comiesięcznych wpisów począwszy od zbliżającego się maja. W każdym takim wpisie planuję około dziesięciu najciekawszych, moich zdaniem, pozycji, na które warto zwrócić uwagę. Więc zaczynamy :)


Miłość i inne zadania na dziś | Kasie West
Wydawnictwo: Feeria Young
Data premiery: 09 maja

Opis: "Przed 17-letnią Abby Turner całe lato. I ta perspektywa byłaby najwspanialsza na świecie, gdyby nie to, że… z paczki jej przyjaciół w mieście zostaje tylko Cooper, któremu kiedyś wyznała miłość, ale on zbył ją śmiechem, jej tata jest gdzieś daleko, a pod jego nieobecność mama już prawie nie wychodzi z domu i wszędzie szuka zagrożeń. Abby marzyła o wystawieniu swoich obrazów w miejscowym muzeum, ale jej prace zostały odrzucone – podobno brak im głębi i dojrzałości.
W tej sytuacji Abby postanawia ekspresowo dojrzeć. Tylko jak to zrobić? Pomóc może stworzenie listy zadań, których wykonanie przyniesie doroślejsze spojrzenie na świat. Abby daje sobie miesiąc na zrealizowanie wszystkich jedenastu punktów ze swojej „Listy serca”. Wróć, dziesięciu, bo jedenasty punkt, „mieć złamane serce”, już zaliczyła.
Ale gdy ten miesiąc nieuchronnie mija, Abby zaczyna zdawać sobie sprawę, że aby zostać prawdziwą artystką, być może trzeba nie tylko wypełnić zaplanowane zadania, ale nawet… zmienić siebie. Czy poszukując prawdziwej siebie, znajdzie jednocześnie odwzajemnione uczucie?...
Zabawna i romantyczna historia w najlepszym, niepodrabialnym stylu Kasie West!"

Jako że jestem ogromną fanką książek Kasie West, to i tej z pewnością nie zabraknie w mojej biblioteczce. Uwielbiam jej powieści za to, że są lekkie, zawsze w ciekawy sposób skonstruowane i jeszcze się nie zdarzyło, abym znalazła w nich jakikolwiek wulgaryzm! Można? Kasie jest przykładem, że w młodzieżówkach nie trzeba ich używać, aby powieść była interesująca :)





Przesilenie | K. B. Miszczuk
Wydawnictwo: W. A. B.
Data premiery: 09 maja

Opis: "Najbardziej wyczekiwana książka tej wiosny – "Przesilenie", czyli ostatnia część bestsellerowego cyklu "Kwiat paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Słowiańskie bóstwa, pradawne obrzędy, zazdrość i wielka miłość w tle. Autorka "Szeptuchy" po raz ostatni zabierze czytelników do magicznego świata słowiańskich bóstw i pradawnych obrzędów, gdzie właśnie rozpoczynają się święta Dziadów i Szczodrych Godów. Nadszedł czas, aby dotrzymać obietnicy danej bogowi ognia, Swarożycowi. Czy Gosia sprosta zadaniu? Tym bardziej, że nie wiadomo, jak zachowa się Mieszko, jej wielka miłość: pomoże w spełnieniu przysięgi czy... wręcz przeciwnie."

Katarzyny Bereniki Miszczuk chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Jej powieści zawsze wprowadzają czytelnika w cudownie wykreowane światy i interesujące postaci. Ja, co prawda, kończę dopiero pierwszy tom z całego cyklu, ale na pewno przeczytam również "Przesilenie", bo tematyka i klimat całej serii jest mi niezmiernie bliski. 



I że cię nie opuszczę | M. Richmond
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 09 maja

Opis: Zawsze odbieraj telefon od małżonka. Regularnie obdarowujcie się prezentami.
Kilka razy w roku wyjedźcie gdzieś razem.
Nikomu nie wspominajcie o Pakcie.
Alice i Jake to młode kochające się małżeństwo. Alice odnosi sukcesy jako prawniczka, Jake jest terapeutą i współwłaścicielem poradni psychologicznej. Przed nimi wspólne życie pełne planów. W prezencie ślubnym od prominentnego klienta Alice nowożeńcy otrzymują zaproszenie do elitarnego klubu dla małżeństw, który działa pod nazwą Pakt. Jego celem jest wspieranie par w staraniach o szczęśliwy i trwały związek. Nierozerwalny. Za wszelką cenę...
Jak daleko się posuną, aby ochronić swoje małżeństwo?

Z thrillerami od Wydawnictwa Otwartego bywało różnie w moim przypadku. Jedne były warte większej uwagi, z innymi się strasznie męczyłam, ale... Jestem ciekawa mimo wszystko tej pozycji, tym bardziej, że delikatnie da się wyczuć tematykę "sekty" :)


Shinrin Yoku | H. Garcia, F. Miralles
Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 09 maja


Opis: Drzewa mają moc.
Wiedza ta od stuleci stanowi fundament filozofii i medycyny japońskiej, ale dopiero niedawno sztuka shinrin-yoku, poparta naukowymi dowodami, zaczęła fascynować ludzi Zachodu. Shinrin-yoku to dosłownie "sztuka kąpieli leśnych" lub inaczej "sztuka zanurzenia się w zieleni".
W naturze znajduje się wszystko, czego człowiek potrzebuje do osiągniecia stanu równowagi i spokoju. Shinrin-yoku uczy, jak obcować z przyrodą tak, by wyciszyć myśli, wzmóc koncentrację, poprawić kondycję fizyczną, a przede wszystkim odzyskać radość i witalność.
Dzięki tej książce dowiesz się:
jakie miejsca wybrać, by znaleźć ukojenie i spokój, a jakie by odzyskać energię i witalność;
dlaczego warto spacerować bez celu i zgubić się w lesie;
jak uwolnić się od myśli, które "zachmurzają" nasz umysł,
co zrobić, aby wracając do normalnego życia, utrzymać stan "leśnej duchowości";
jakie rośliny doniczkowe nadają się najlepiej do domowego shinrin-yoku.
Autorzy bestsellerowego "IKIGAI" tym razem zabierają nas w niezwykłą podróż w głąb lasu. Wyprawę, z której wrócimy pełni siły i wewnętrznej mocy.

Dość modny termin ostatnich miesięcy - Shinrin Yoku. Lubię tego typu poradniki, które wnoszą pierwiastek ciekawości i otwierają nasze głowy na otaczający nas świat bez zadęcia i pompatyczności. Jestem bardzo ciekawa tej pozycji i z pewnością przeczytam :)




Banda niematerialnych szaleńców | M. Krasowska
Wydawnictwo: SQN
Data premiery: 09 maja

Opis: Prawdopodobnie jako jedyny na świecie masz szansę dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda życie pozagrobowe! Nie skorzystasz z takiej okazji?
Nazywam się Danny Moon, a moi rodzice są nieprzyzwoicie bogaci. 
Trzy rzeczy, które kocham: gorzka czekolada, gra w Monopoly i ciemność. Trzy rzeczy, których nienawidzę: guwernantki, nuda i jeszcze raz guwernantki. 
To przez nieposłuszeństwo względem jednej z nich trafiłem do Polski, do wujostwa i pięciu kuzynek. Czułem się jak na zesłaniu... ale tylko na początku. 
Któregoś dnia spotkałem tajemniczego brodacza w kapeluszu. Pewnie nie uwierzycie, kiedy wam zdradzę, że był to duch. Wkrótce razem z Anetą, najfajniejszą z moich kuzynek, stanęliśmy przeciwko niebezpiecznemu biznesmenowi, który wykorzystywał duchy do niecnych celów. Włóczyliśmy się nocą po cmentarzu, poznaliśmy agentkę wywiadu Ludwika XVI i włamaliśmy się do... A zresztą przeczytajcie sami.

Ten opis! Przeczytaliście? To może być świetna książka. Uwielbiam takie pogmatwane fabuły, w których autor nie boi się puścić wodze wyobraźni. Ja z pewnością się na nią skuszę :)




Zerwa | R. Mróz
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 09 maja

Opis: Ostatnia część pentalogii z Wiktorem Forstem!
Zbocza gór znów spłynęły krwią. W środku sezonu turystycznego na Rysach odnalezione zostają zwłoki starszego mężczyzny, a sposób działania sprawcy prowadzi wyłącznie do jednego wniosku: wrócił ten, którego wszyscy się obawiali.
Oprócz monety w ustach, na nagim torsie ofiary znajduje się wycięty w skórze, krwawy napis: „Revertar ad Ierusalem in misericordiis”. Sytuacje komplikuje fakt, że ofiarę umieszczono na samym środku słupka granicznego, przez co śledztwo zamierzają prowadzić zarówno Polacy, jak i Słowacy.
W mieście i na szlakach wybucha panika, tymczasem Wiktor Forst budzi się w zakopiańskim szpitalu. Nie pamięta, co działo się z nim, od kiedy opuścił Polskę, by sprawdzić, co znajduje się w pewnej skrytce pocztowej…

Z pewnością coś dla fanów Remigiusza Mroza. Wybrałam tę pozycję w zestawieniu, bo pewnie ktoś się znajdzie, kto uwielbia tego autora. Ja jeszcze nie miałam przyjemności wdrożyć się w jego powieści, choć kilka książek stoi na półkach. Może kiedyś nadrobię, póki co mnie osobiście nie ciągnie :)



Projekt rośliny | O. Sieńko, W. Muszkieta
Wydawnictwo: Buchmann

Data premiery: 09 maja

Opis: Poradnik jak żyć wśród roślin
Roślina doniczkowa jeszcze do niedawna kojarzyła się z obsychającą i smutną paprotką na parapecie klatki schodowej. Dziś rośliny dumnie puszą się w modnych lokalach, designerskich wnętrzach i coraz częściej w prywatnych mieszkaniach. Uprawianie domowej dżungli to świetny pomysł na walkę ze stresem oraz test na odpowiedzialność za... żywą istotę. 
W czasach ciągłych przeprowadzek własna roślina staje się symbolem domu. Książka Oli Sieńko i Weroniki Muszkiety to nie tylko przewodnik po uprawianiu najmodniejszych gatunków, ale też poradnik wnętrzarski i próba pokazania pewnego zjawiska opierającego się na założeniu, że roślina nie jest tylko elementem wystroju. Jest żywym, niezależnym bytem, który potrzebuje uwagi i ciepła.

Idealna książka dla mnie! Pomimo tego, że na studiach miałam całkiem sporo styczność z roślinnością, to z ciężkim sercem muszę to napisać - nie mam do nich kompletnie rąk. Nawet kaktusy potrafiłam zasuszyć lub mi po prostu zgniły. Może ta pozycja w tym zaradzi? Nie wiem, ale jestem jej ciekawa :)



Ostatni namsara | K. Ciccarelli
Premiera: 09 maja
Wydawnictwo: IUVI

Opis: Na początku był Namsara – zrodzony z nieba i ducha – który wszędzie, gdzie się pojawił, przynosił miłość i śmiech.  Lecz gdzie jest światło, tam musi być ciemność. Dlatego była też Iskari – zrodzona z krwi i blasku księżyca. Niszczycielka. Przynosząca śmierć. Oto legendy, na których wychowała się Asha, córka króla Firgaardu.  Opowiadano je szeptem, a ona słuchała z zapartym tchem, zafascynowana zakazanymi bohaterami z przeszłości. Jednak dopiero kiedy sama stała się najbardziej zaciekłym, budzącym postrach pogromcą smoków, przyjęła rolę następnej iskari – samotny los, który sprawił, że Asha czuła się jak broń w cudzych rękach, a nie dziewczyna. Asha walczy ze smokami i przynosi ich głowy królowi, lecz żadne z tych trofeów nie jest w stanie jej uwolnić od więzów obowiązku: ślubu z okrutnym komendantem, człowiekiem, który zna prawdę o jej naturze. Gdy Asha dostaje szansę uwolnienia się w zamian za zabicie najpotężniejszego smoka w Firgaardzie, odkrywa, że stare opowieści mają w sobie więcej prawdy, niż mogła się spodziewać.  Z pomocą przyjaciela – niewolnika służącego jej narzeczonemu – Asha musi zrzucić z siebie pancerz iskari i otworzyć serce na miłość, światło i prawdę, którą przed nią zawsze ukrywano.


„Stare historie działały na smoki tak jak klejnoty na ludzi. Żaden smok nie potrafił się im oprzeć.
Jednak opowieści nie tylko je zwabiały. Zwiększały też ich moc.
Po dziesięciodniowym pościgu za smokiem przez skaliste równiny jej niewolnym łowcom brakowało już pożywienia. Stanęła przed wyborem: wracać do miasta bez smoka albo złamać zakaz ojca dotyczący dawnych opowieści.
Jeszcze nigdy nie wróciła z łowów bez zdobyczy i nie zamierzała tego zmieniać. W końcu była iskari i miała zadanie do wykonania.
Opowiedziała więc historię”.

W czeluściach internetowych udało mi się wyłuskać taką oto pozycję. Opis brzmi bardzo zachęcająco, szczególnie dla fanów rozległej fantastyki, a że to pierwszy tom z serii "Iskarii" to tym bardziej patrzę na tą pozycję milszym okiem i w głowie się kłębią myśli, że może to być bardzo ciekawa seria :) 




Wirus | G. Masterton
Wydawnictwo: Rebis
Data premiery: 22 maja

Opis: W peryferyjnej dzielnicy Londynu, Tooting, dochodzi do tajemniczych zgonów. Piękna Pakistanka, Samira, w makabryczny sposób pozbawia się życia, ponieważ nie chce pojąć za męża człowieka, którego przeznaczyli dla niej rodzice, a przecież aż do tej pory była im niezmiennie posłuszna. Młoda, spokojna dziewczyna, Sophie, okrutnie zabija poniewierającego nią chłopaka. Bezbarwny mąż-pantoflarz, David, niespodziewanie morduje żonę, która tyranizowała go od wielu lat... 
Detektyw Jeremy Thomas Pardoe, który wraz z detektyw Jamilą Patel usiłuje rozwikłać zagadkę nagłych zgonów, wkrótce odkrywa, że samobójczyni i mordercy nosili ubrania, pochodzące z pewnego londyńskiego "second handu", nazywającego się Little Helpers. To używane ubrania nagle zmieniły ich charakter i skłoniły do destrukcyjnego zachowania. 
Wyjaśnienie zagadki nie jest proste, a zagmatwana droga ku prawdzie wiedzie detektywów aż na odległą Litwę.

Wybrałam tę pozycję do zestawienia ze względu na opis, który strasznie mi się spodobał. Zapowiada się bardzo dobry kryminał z elementami thrillera i do tego dość niespotykane miejsce wydarzeń. Tak, to może być naprawdę dobra książka!


I to chyba wszystko z ciekawszych propozycji według mnie na maj. Skusicie się, na którąś z powyższych książek? A może wyczekujecie innych pozycji? Jeśli tak, to zdradźcie w komentarzach, bo może i mnie coś umknęło :)

Pozdrawiam,

Katka, czytamiogladam.pl
kwietnia 27, 2018 No komentarze

Autor: S. Cole
Tytuł: "Najtwardsza stal" 
Gatunek: literatura kobieca
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 352
Tłumaczenie: Ewa Skórska

Cześć kochani,
jeśli mnie dobrze obserwujecie, to wiecie że niektóre książki, które czytam i recenzuję pochodzą z mojej biblioteczki, a ich wybór zrzucam na los. I jest to dobre rozwiązanie, ponieważ zwykle nie trafiają mi się pozycje z podobnego gatunku, więc jest różnorodność, którą uwielbiam. Tym razem "wybór" padł na "Najtwardszą stal" autorstwa Scarlett Cole. Czy jest to książka warta uwagi? Za chwilę się przekonacie :)



Krótko o treści...

Harper Connelly ukrywa się pod przybranym nazwiskiem przed byłym partnerem - narkomanem i psychopatą. Trent Andrews po życiowych zawirowaniach, po latach terminowania pod okiem mistrza, otwiera własne studio tatuażu, które szybko zyskuje rozgłos i renomę.
Pewnego dnia Trent spotyka na ulicy olśniewającą dziewczynę. Nie wierzy własnemu szczęściu, kiedy jakiś czas potem ta sama dziewczyna przychodzi do jego studia, żeby zamówić tatuaż… na bliznach. To Harper, która w ten sposób ostatecznie chce zerwać z koszmarną przeszłością.
Dla dwojga młodych ludzi rozpoczyna się nowy niezwykły okres w życiu.
Stopniowo odkrywają, że bliskość może być piękna i bezpieczna; że warto o siebie zawalczyć, że dobrze jest umieć się bronić, że miłość nie musi ranić, a troskę można wyrażać na różne sposoby. Ale nie żyją w próżni i świat nie zatrzymuje się tylko dlatego, że się poznali. Trent znienacka dostaje intratną propozycję udziału w telewizyjnym show, co może zaowocować przełomem w jego karierze zawodowej. Harper otrzymuje niepokojące esemesy, świadczące o tym, że jej były partner-oprawca trafił na jej trop.
Nowe wyzwania wystawiają na próbę kiełkujące uczucia.
Czy Harper i Trent znajdą w sobie dość siły, by pokonać przeciwności losu i zostać razem na zawsze, na dobre i na złe?

"W życiu nie chodzi o to, by się odnaleźć, ale żeby coś stworzyć."


Moja opinia...

Przed rozpoczęciem czytania tej pozycji, mogłam się jedynie domyślać, co zastanę w środku. Okładka sporo zdradzała i podejrzewałam, że książka ta będzie na kształt lekkiego erotyku - w zasadzie się nie pomyliłam. Seks był i to nawet sporo, ale co warte uwagi, to autorka raczej próbowała zachować w pewnym sensie harmonię pomiędzy scenami dla starszego czytelnika a losami głównych postaci.



Muszę przyznać, że Scarlett Cole ma bardzo przyjemny styl pisania, przez co treść była zaskakująco wciągająca i o dziwo "Najtwardsza stal" nie była napisana w formie pierwszoosobowej, dzięki czemu mogliśmy poznać dziejące się wydarzenia i emocje jakie targały obojgiem bohaterów.

"Wszechświat zawsze układa wszystko tak, żeby dać nam to, czego potrzebujemy, a nie to, czego pragniemy." 

Postaciami grającymi pierwsze skrzypce są Harper - kobieta po przejściach, ukrywająca się nie tylko przed byłym chłopakiem, ale wśród własnej głowy i emocjonalnego bałaganu; oraz Trent - niby ideał, ale również posiadający swoją historię oraz bagaż pewnych demonów z przeszłości.
Z jednej strony Harper podobała mi się jako postać - niby cicha myszka, z czasem potrafiąca się otworzyć nie tylko na Trenta, ale również na ludzi ją otaczających. Z drugiej zaś nie będę ukrywać, ale czasem również była postacią irytującą swoim dość powierzchownym zachowaniem oraz troską o uczucia Trenta - nie lubię takiej zapobiegliwości względem drugiej osoby. Tworzeniu sztucznej ochronki przed "złem" i niezbyt miłymi sytuacjami, jakie może spotkać ukochaną osobą. Zauważam, że zwykle odbija się to czkawką... 
Z drugiej strony mamy Trenta - niby ideał. I troskliwy, i kochany, i umięśniony, normalnie facet - ideał. Jednak jego "problem" ukazany w książce był tak małostkowy, tak strasznie błahy, że aż momentami śmiać mi się chciało.
W "Najtwardszej stali" dużą rolę odegrały również postaci drugoplanowe, jak choćby najbliższy przyjaciel Trenta - Cujo(do dziś się zastanawiam jak jego imię wypowiedzieć. Czy literkę "j" czytać jako h, czy zwyczajne jot) - bardzo charakterny, przypadł mi niesłychanie do gustu i aż czuło się iskierki napięcia emocjonalnego pomiędzy nim, a najbliższą przyjaciółką Harper - Dreą.
Pod względem charakterów oraz nakreślenia postaci mamy tutaj wysyp różności indywidualnych, z którymi możemy się utożsamić w większym bądź mniejszym stopniu, ale jednego im nie można zarzucić. Nie da się ich nie lubić.

Zdecydowanym plusem w tej powieści są emocje. Doznamy ich praktycznie wszystkich. Począwszy od cudownych tlących się uczuć pomiędzy różnymi postaciami, przez nienawistne spojrzenia, a skończywszy nawet na stalkingu i prześladowaniu, przypominającymi co ciekawsze thrillery.
Ogromną zaletą jest również mnóstwo odniesień do Dantego oraz uchylenie rąbka pracy w studiu tatuażowym :)

Największym minusem tej powieści jest jej tytuł - choć w tym przypadku nie powinnam się aż tak czepiać, bo jest to idealny odpowiednik jego angielskiej formy - oraz okładka. Spoglądający z niej napakowany i wytatuowany jegomość mnie wręcz z początku odrzucał. Osobiście nie przepadam za zdjęciami na okładkach, bo zabierają przyjemność z wykreowania w wyobraźni własnych postaci, a tu niestety niektóre rzeczy już nam narzuciło się od samego patrzenia na przystojniaka, który domyślam się, miał być Trentem :)

"Dante chciał pokazać, że miłość pochodząca od Boga jest czysta, ale gdy trafia w nasze ręce, potrafimy to spieprzyć. My, zwykli śmiertelnicy, często nadużywamy miłości. Miłość byt silna może być tylko żądzą, a miłość nadużywająca może doprowadzić do gniewu."

Dla kogo?

Zdecydowanie po tę książkę powinny sięgnąć fanki autorek takich jak Abbi Glines czy choćby Sylvii Day. Myślę, że mogłaby się im spodobać i z pewnością by nie żałowały spędzonego nad nią czasu :)



Moja ocena...

Przede wszystkim ze względu na okładkę oceniam tę pozycję na mocne 7/10. Nie była to lektura, która wbiłaby mnie w fotel, o której nie mogłabym zapomnieć... Ale też źle się jej nie czytało i w zasadzie minął mi przy niej bardzo miło czas. Książka zdecydowanie na raz.
Czytaliście? Jakie są Wasze spostrzeżenia na temat "Najtwardszej stali"?
kwietnia 25, 2018 No komentarze

Autor: Katarzyna Zyskowska
Tytuł: "Historia złych uczynków" 
Gatunek: literatura obyczajowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 496


Cześć,
dawno nie przychodziłam z polskim tytułem, a najnowsza książka Katarzyny Zyskowskiej "Historia złych uczynków" dość długo leżała odłogiem i czekała na swoją kolej, aby napisać o niej parę słów. Zatem zapraszam do lektury :)


Krótko o treści...

Nina przyjeżdża na studia do Warszawy. Wierzy, że ma szansę na lepsze życie niż jej matka. Jednak dzień, w którym wsiada do samochodu z tajemniczym mężczyzną, zmienia wszystko nieodwracalnie. Nina wikła się w toksyczny, niebezpieczny związek.
Miłosz fascynuje ją i przeraża. Kontroluje. Uzależnia. 
Zmusza do rzeczy, których nigdy by nie zrobiła.
A potem mężczyzna nagle znika. Zrozpaczona Nina zaczyna poszukiwania, które prowadzą ją do starego domu w przedwojennym letnisku. Domu, w którym dawno temu ktoś popełnił zły uczynek. Niejeden.
Czy Miłosz i Nina spotkali się przypadkowo?
A może są tylko kolejnym ogniwem historii, która zaczęła się dużo wcześniej?
I kto zapłaci za złe uczynki, które nigdy nie zostały ukarane?

Moja opinia...


Zabierając się za tę powieść, bardzo spodobał mi się opis z tyłu okładki. Miałam nadzieję na ciekawą książkę, która mnie porwie od pierwszych stron, tym bardziej że samej autorki nie bardzo kojarzyłam z wcześniejszych jej tworów literackich. 

"Historia złych uczynków" jest napisana w bardzo inteligentny sposób. Przyjazny język sprawia, że jest to przyjemność dla czytelnika. Od samego początku trzyma określony poziom językowy, z którego ani na trochę nie zbacza. Bardzo mi się to podobało, że autorka powoli wciąga nas w historie, jakie się między sobą przeplatają. Zaciekawia, intryguje, czasem gmatwa i mąci nam w głowach...

"Tak samo potępiony jest ten, kto zabił raz, jak ten, kto zabił wiele razy."

Z początku myślałam, że "Historia złych uczynków" będzie po części "lekkim Greyem" wciągniętym na polskie podwórko. I tak też się właśnie zanosiło. Pierwsze rozdziały zmierzały właśnie ku takiemu skojarzeniu. Jednak kiedy bardziej wgłębialiśmy się w drugą historię, która była przeplatana między losami Miłosza i Niny, co raz bardziej przekonywałam się, iż powieść ta może zostać na dość długo zapamiętana i może trafić do niejednego serca czytelniczego. Ale niestety nie mojego...

Podczas lektury towarzyszyły mi przeróżne emocje. Wielokrotnie miałam ochotę odłożyć tę powieść na inny czas, ponieważ tematyka w niej zawarta nie należy do moich ulubionych. Z drugiej strony, byłam ciekawa jak się potoczy historia Niny. Te dwie szale, które się ciągle starały zrównoważyć, sprawiły że jakoś dotrwałam do końca. I słowo dotrwałam użyte jest tu celowo, bowiem "Historia złych uczynków" mnie zwyczajnie nie porwała.



Jest to powieść, która z pewnością zaskakuje. Przede wszystkim mnogością występujących postaci, wątkami, które w najmniej oczekiwanych momentach ze sobą się zawiązywały i tworzyły logiczną całość oraz tym jak los potrafi być przekorny względem opowieści, jaką nam serwuje Katarzyna Zyskowska.

Największy minus tego tytułu uważam za nieadekwatny opis z tyłu książki. Zdecydowanie może czytelnika wpuścić w maliny. Ja osobiście oczekiwałam czegoś innego, ciekawszego. Co rzeczywiście zagra na moich emocjach. Może coś pokroju Colleen Hoover w "It ends with us"... A dostałam poniekąd sagę rodzinną, która nie do końca mnie przekonała...

Dla kogo?

Zdecydowanie jest to książka dla osób lubujących się w literaturze obyczajowej, nastawionej na losy rodzinne. Również czytelnicy szukający innego spojrzenia na niedawno dziejącą się historię na terenie Polski, także się odnajdą podczas czytania tego tytułu. 

Moja ocena...

Dla mnie ta powieść nie była zła, ale też mnie nie wbiła w fotel. Przeczytałam, odłożyłam na tydzień i powiem Wam, że połowę z niej zapomniałam.
Ode mnie ta książka dostaje mocno naciągane 7/10.

A za egzemplarz chciałabym podziękować Wydawnictwu Znak.


kwietnia 23, 2018 No komentarze

Autor: Claire Kendal
Tytuł: "Wiem o tobie wszystko" 
Gatunek: thriller
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Piotr Lewiński


Cześć kochani,
dawno nie było opinii i książki z mojego ulubionego gatunku - thrillera, a zatem w końcu(po pół roku!) udało mi się przeczytać pozycję Claire Kendal. Czy była to dobra lektura? Za chwilę się dowiecie ;)



Krótko o treści...


"Clarissa z każdym dniem czuje się coraz bardziej osaczona przez Rafe’a. Gdziekolwiek spojrzy, widzi jego twarz, w którąkolwiek stronę się odwróci, dostrzega jego cień, dokądkolwiek pójdzie, on podąża za nią. A wszystko dlatego, że Rafe się w niej zakochał."
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Akurat)

Moja opinia...

Są książki dobre, wspaniałe, a są też totalnie gnioty i po to tworzę tutaj recenzje większości przeczytanych książek, abyście właśnie te gnioty omijali szerokim łukiem. Do tej grupy należy właśnie ta pozycja.



Właściwie, opis zapowiadał się całkiem ciekawie i intrygująco. Lubię osobiście tematykę stalkingu w thrillerach książkowych - automatycznie tworzy to nutkę ciekawości i dodatkowego niepokoju, jednak w "Wiem o tobie wszystko" przez bardzo długi czas brakowało mi właśnie tej szczypty niepewności oraz wprowadzenia pierwiastka napięcia w wydarzeniach, jakie się działy w życiu głównej bohaterki. Jest to jedna z tych książek, którą miałam ochotę zarzucić i zwyczajnie jej nie kończyć, a najlepiej zrzucić z trzeciego piętra bądź przeznaczyć na rozpałkę do grila.

"Nikt nie lubi odrzucenia, ale ogromna większość ludzi znajduje sposoby, by się z tym uporać, i nie stawia się w pozycji, by tego doświadczać wiele razy dziennie"

W zasadzie, nie mogę zarzucić autorce przyjemnego i lekkiego stylu pisania. Pozycja ta jest napisana w przystępny sposób, który być może trafi do części czytelników. Teoretycznie treść pochłania się w zawrotnym tempie, ale... przez długi czas nic się w niej nie dzieje. Narracja jest prowadzona z dwóch perspektyw: pamiętnika Clarissy - w pierwszej osobie oraz poprzez wydarzenia "teraźniejsze" w trzecioosobowej narracji, które to "spotykają się" pod koniec powieści, gdzie ma miejsce punkt kulminacyjny.



Główna bohaterka jest słabym punktem tej powieści. Zbyt łatwowierna, samotna - nie dziwię się, że
jakiś psychopata ją sobie upatrzył. Dodatkowo kontakt pomiędzy nią a Rafe'em - który ją rzekomo śledził, również był porządnie naciągnięty i przeciągnięty jak stara skarpeta.
Powiem szczerze, już dawno tak się nie wynudziłam podczas lektury, stąd czytałam ją pół roku!

Liczyłam na dobrą książkę a wyszło zaskakująco słabo.

"Nikt nie powinien znać siebie w sposób doskonały [...] Ktoś, kto znałby się doskonale, byłby przerażający. Nie mógłby się zmienić. Nie mógłby nie mieć racji. Nie byłoby żadnych niespodzianek."

Moja ocena...

Idealną oceną dla tej powieści będzie 4/10. Tematyka w niej zawarta zapowiadała się świetnie, ale autorkę jednak to przerosło. Pierwszy raz to napiszę na tym blogu: nie polecam tej książki, chyba że potrzebujecie trochę makulatury do innych celów aniżeli jej czytanie.

Na dziś, dziękuję za uwagę :)
kwietnia 18, 2018 No komentarze

Autor: Jim Robbins
Tytuł: "Zadziwiający świat ptaków" 
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Feeria Science
Ilość stron: 400
Tłumaczenie: Anna Binder


Cześć kochani,
jak pewnie zwróciliście uwagę, w ostatnim czasie na blogu zaczęły się pojawiać książki, które można by skategoryzować pod popularnonaukowe. Dlaczego na takie się decyduję? Odpowiedź jest prosta, nie samymi "lekkimi" książkami człowiek żyje i jako że mam naturę dociekliwą, toteż decyduję się na trudniejsze tytuły. Czy "Zadziwiający świat ptaków" J. Robbinsa jest na tyle ciekawy, aby sięgnąć po tę pozycję? Za chwilkę się dowiecie, zapraszam do przeczytania opinii na jej temat.

Krótko o treści...

"Fascynujący wgląd w niezwykły świat ptaków i to, jaki wkład wnoszą w nasze życie. Ptaki to jedyne z dzikich stworzeń, z którymi łączą nas tak wyjątkowe relacje. Są praktycznie wszędzie, towarzyszą nam na każdym kroku, a my uwielbiamy je obserwować, słuchać ich śpiewu, karmić je, a nawet z nimi rozmawiać. Ptaki, jak twierdzi Jim Robbins, szczególnie wzmacniają naszą więź z otaczającym światem."
(fragment opisu pochodzi ze podstrony Wydawnictwa Feeria)


Moja opinia...

Nigdy bym nie przypuszczała, iż książka o ptakach mogłaby być aż tak wciągająca. Kiedy decydowałam się na recenzję tej powieści, miałam dość mieszane uczucia. Z jednej strony zarówno tytuł, opis jak i sama szata graficzna przyciągała mnie do siebie, z drugiej zaś w głowie kumulowały mi się pytania: czy to rzeczywiście jest książka dla mnie?

Autor - Jim Robbins - zabiera nas w świat różnych gatunków latających stworzeń. Zaczynając od tych najmniejszych jak kolibry a kończąc na przepięknych orłach bielikach czy nawet pingwinach cesarskich. Poznajemy ich świat z perspektywy różnych specjalistów, którzy na przestrzeni lat wyspecjalizowali się w różnych dziedzinach i aspektach życia ptaków.
Podczas lektury tej powieści wielokrotnie łapałam się za głowę. Jak my ludzie, mogliśmy do takiego stanu doprowadzić? Dlaczego spowodowaliśmy praktyczne wyginięcie np. sępów czy wspomnianych już orłów bielików? To jest naprawdę wstrząsające. Autor jedynie nakreśla te kwestie a od nas samych zależy czy wgłębimy się w daną tematykę.



Bardzo podobał mi się język użyty w książce. Jim Robbins wie o czym pisze, ale używa języka, który trafi do każdego czytelnika. Czytało się jego najnowszą powieść jak książkę przygodową bądź reportaż. Oczywiście pomiędzy tekstem, autor stara się przemycić jak najwięcej wiedzy i smaczków naukowych, ale nie jest to typowa - podręcznikowa mowa, dzięki czemu wiele aspektów pozostaje w naszych głowach i zapamiętamy je nawet długo po odłożeniu książki na bok. W wielu miejscach posługuje się anegdotkami, czy też historiami z życia. Poznajemy wielu badaczy, którzy poświęcili życie prywatne dla nauki, ale także zwykłych ludzi zrzeszonych w Korpusie Ochrony Przyrody. 

Na uwagę zasługuje również oprawa graficzna samej pozycji. Nie dość, że od samego początku urzeka nas okładka, to jeszcze w środku znajdziemy przy każdym rozdziale prześliczne ilustracje ptaków, na których z grubsza jest skupiony sam autor. 


Dla kogo...

"Zadziwiający świat ptaków" autorstwa Jima Robbinsa jest powieścią skierowaną w głównej mierze dla szerokiego grona czytelników. Niezwykłą frajdę w poznawaniu tego świata znajdą zarówno osoby takie jak ja: czyli totalni laicy wśród skrzydlatych stworzeń, ale również zapaleńcy znajdą w niej pokaźną ilość przeróżnych anegdotek oraz pozycja ta będzie dopełnieniem już posiadanej wiedzy na ich temat.

Moja ocena...

Zdecydowane 9/10! Z początku nie sądziłam, że ta książka w jakimś stopniu mi się spodoba, ale wiedza jaką z niej byłam w stanie zapamiętać była dla mnie swego rodzaju szokiem. Już nigdy nie spojrzę na latające zwierzaki tym samym okiem. 
Polecam Wam tę powieść. Nie zawiedziecie się :)

A za egzemplarz finalny chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu Feeria.


kwietnia 16, 2018 No komentarze

Autor: Tillie Cole
Tytuł: "Tysiąc pocałunków" 
Gatunek: Young adult
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 440
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek


Cześć kochani,
są takie książki, które po jednym przeczytaniu odkładamy na bok, ale są też takie których choćby grzbiet czy tytuł od razu w naszych głowach przywołuje określone uczucia. Bardzo długo zabierałam się za napisanie recenzji książki "Tysiąc pocałunków" T. Cole, ze względu właśnie na wspomniane wyżej uczucia, które dość długo mną poniewierały... 

Krótko o treści...

Chłopak i dziewczyna. Uczucie powstałe w jednej chwili, pielęgnowane później latami. Więź, której nie był w stanie zniszczyć ani czas, ani odległość. Która miała przetrwać już do końca. A przynajmniej tak zakładali.
Kiedy siedemnastoletni Rune Kristiansen wraca z rodzinnej Norwegii do sennego miasteczka Blossom Grove w stanie Georgia, gdzie jako dziecko zaprzyjaźnił się z Poppy Litchfield, myśli tylko o jednym. Dlaczego dziewczyna, która była drugą połową jego duszy i przyrzekła wiernie czekać na jego powrót, odcięła się od niego bez słowa wyjaśnienia?
Serce Rune’a zostało złamane, gdy dwa lata temu Poppy przestała się do niego odzywać. Jednak, gdy chłopakowi przyjdzie odkryć prawdę, jego serce rozpadnie się na nowo.
(Opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Filia)

Moja opinia...


Gdzie ja byłam do tej pory, że nie przeczytałam wcześniej książki "Tysiąc pocałunków" autorstwa Tillie Cole? Dlaczego dopiero teraz wpadła w moje ręce? Nie ma co gdybać, tylko brać się za recenzję :)


Autorka ma niespotykany dar do tworzenia przejmujących historii w tak lekkim i przyjemnym stylu, że aż chce się wracać do jej powieści. Kreuje na kolejnych stronach opowieść, która prowadzi nas poprzez narrację pierwszoosobową przez zakamarki życia dwójki bohaterów, z dwóch różnych perspektyw: Rune oraz Poppy. Cudowne jest to, że poznajemy ich jako dzieci i z każdym kolejnym rozdziałem wraz z nimi dorastamy. Autorka daje nam czas, abyśmy mogli się zżyć z bohaterami oraz przeżywali z nimi zarówno wzloty jak i upadki.

"Dlaczego trzeba stanąć w obliczu śmierci, by nauczyć się doceniać każdy dzień? Dlaczego musimy czekać, aż niemal skończy nam się czas? Dopiero wtedy zaczynamy spełniać marzenia, które mieliśmy, gdy wydawało nam się, że jesteśmy nieśmiertelni. Dlaczego nie patrzymy na ukochaną osobę, jakbyśmy mieli jej już nie zobaczyć? Gdybyśmy to robili, nasze życie byłoby cudowne. Byłoby prawdziwe i pełne."

Zarówno Poppy jak i Rune to postaci, które skradają serca czytelnika od pierwszego momentu ich poznania. Ona cicha, momentami wycofana, on nowy w szkole, lekko zbuntowany, ale za to wyróżniający się typowo skandynawską urodą, czyli wydawać by się mogło troszkę sztampowo i w zasadzie można pomyśleć, że z tej mąki chleba nie będzie. Jednak autorka dzięki takiemu zabiegowi skupia naszą uwagę na ich psychice czy przemyśleniach. Jest jedna rzecz, do której muszę się przyczepić w kwestii bohaterów. Zadziwiała mnie ich zbytnia dojrzałość - w wielu scenach, szczególnie tych początkowych bardziej odnosiłam wrażenie jakbym czytała o postaciach wiekiem zbliżonym do dwudziestolatków, aniżeli do dzieci czy wczesnych nastolatków.
Oczywiście, można się przyczepić do wielu scen, które niewiele wnosiły albo były uderzająco przesłodzone, ale właśnie to też jest plusem tej powieści. Inaczej spoglądamy na uczucie rodzące się pomiędzy dwójką bohaterów mając na uwadze zakończenie.


Dawno nie spotkałam się z taką powieścią, która wzbudzałaby we mnie tak skrajne emocje. Początek lekko nudnawy, natomiast końcówka - poczułam się jakby przejechał po mnie walec emocjonalny. Potrafiłam w sobie znaleźć pokłady takich emocji, o których istnieniu nie byłam nawet świadoma. Wielokrotnie odkładałam "Tysiąc pocałunków" na bok, aby nie tylko wytrzeć mokre oczy, ale też zastanowić się tak naprawdę nad życiem, na tym co nas czeka po śmierci, czy nawet spróbować się pogodzić, że kiedyś i nas dosięgnie kostucha...

"[...] nasze dni i oddechy są policzone, a przeznaczenia nie można zmienić, nawet jeśli mocno staralibyśmy się z nim walczyć."

Dodatkowo postać Rune'a była tak cudownie opisana. Fakt, może momentami był zbyt słodki, może i jego przemiana była dość sztampowa, ale opisy uczuć wewnętrznych za każdym razem mnie rozczulały i wzruszały. Takich facetów ze świecą szukać.

"Zaledwie jeden moment jest w stanie odmienić świat. Zmienić czyjeś życie. Czyjeś istnienie, które w ciągu tej jednej krótkiej chwili ma szansę stać się nieskończenie lepsze lub gorsze."

Po przeczytaniu "Tysiąc pocałunków" stwierdzam jednoznacznie, że prędko się z nią nie rozstanę i postaram się jak najszybciej nadrobić braki w przeczytaniu pozostałych powieści Tillie Cole.

Moja ocena...

Z pewnością "Tysiąc pocałunków" T. Cole mogę każdemu polecić. Dla mnie powieść, choć delikatnie nierówna, to z pewnością zasługująca na mocne 8/10. Z pewnością jeszcze do tej książki wrócę :)

"Nie powinniśmy marnować żadnego oddechu. Jak można bezczelnie marnować coś tak wartościowego? Powinniśmy dążyć, by móc wziąć każdy taki cenny oddech w wyjątkowych chwilach. Powinniśmy przeżyć ich jak najwięcej podczas krótkiego czasu, który został nam ofiarowany na ziemi."

Czytaliście tę książkę? Podobała się Wam? 
kwietnia 13, 2018 No komentarze

Autor: Katarzyna Wagasewicz
Tytuł: "Karmelovy popcorn" 
Gatunek: literatura kobieca
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 230

Hej kochani,
dziś mam dla Was coś lekkiego i przyjemnego - wręcz idealnego na jeden wieczór. Gotowi? Zapraszam do przeczytania opinii.

Krótko o treści...

Młoda Sofia, ambitna pracownica agencji reklamowej, coraz bardziej angażuje się w wyścig szczurów. Jednak tym razem na mecie nie czekają na nią prestiż i awans... Czy uda jej się wyplątać z sieci korporacyjnych intryg, zanim straci to, na czym zależy jej najbardziej? Czy znajdzie w sobie odwagę, by podążać za marzeniami?



Moja opinia...

Kiedy zabierałam się do czytania "Karmelovego popcornu" nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Opis brzmiał dość zachęcająco, ale ostatnio często nijak się on ma do treści zawartej w środku, więc z lekką obawą sięgałam po tę pozycję, ale też z nadzieją na miłą rozrywkę i dobrze spędzony przy niej czas.

Z Kasią Wagasewicz mam styczność po raz pierwszy i już od razu muszę zaznaczyć, że mam nadzieję, iż nie będzie to moja ostatnia przygoda z książkami jej autorstwa. Autorka ma bardzo przyjemny styl pisania. Jest on lekki, z przecudownym humorem, który idealnie przypadł mi do gustu, a sama pozycja jest idealną książką na jeden wieczór, ponieważ aż tak wciąga!
Dodatkowo jest tu równowaga pomiędzy dialogami a opisami, dzięki czemu połyka się tę niedługą książkę, strona za stroną.



Bardzo spodobał mi się pomysł na główną bohaterkę. Białorusinka polskiego pochodzenia - Sofia, której co chwilę podkładane są kłody pod nogi. A to ze strony urzędów, a to w pracy. Do tego jej mieszkaniowe problemy oraz sercowe zawirowania przypominały mi momentami Bridget Jones, przez co śmiałam się w głos. Nie jest postacią zbyt rozbudowaną i pewnie niektórych czytelników może drażnić jej łatwowierność i naiwność, ale na szczęście autorka zdecydowała się na pokazanie jej przemiany. Z szarej myszki potrafiła się przeistoczyć w lwa korporacyjnego, jednak kosztem czegoś na czym jej zależało. Nie zdradzę Wam szczegółów, aby nie odbierać przyjemności z czytania :)

Mimo iż jest to lekka lektura, to z pewnością wyciągniemy z niej naukę na przyszłość - nie zawsze cel uświęca środki. Dzięki dość szczegółowo opisanej ścieżce kariery w korpo, można również zastanowić się, czy akurat taka praca jest dla nas odpowiednia, bo jest to jednak dość okrutna opcja, gdzie liczą się układy, podlizywanie przełożonym i nieczyste zagrania.

Bardzo dobrym zabiegiem było zamknięte zakończenie powieści oraz odpowiednia puenta na samym końcu. Może zakończenie jest zbyt cukierkowe, ale miałam nadzieję i podczas czytania nie wyobrażałam sobie innej opcji :)


Moja ocena...

Zważywszy na cudowny humor zawarty w powieści oraz zaskakujące perypetie głównej bohaterki, mogę Wam ją śmiało polecić. Ode mnie "Karmelovy popcorn" dostaje 7/10. Jeśli chcecie miło spędzić wieczór, to ta książka zdecydowanie umili Wam czas :)

A za egzemplarz recenzencki chciałabym podziękować Wydawnictwu Novae Res.


kwietnia 09, 2018 No komentarze

Autor: Holly Bourne
Tytuł: "To zdarza się tylko w filmach" 
Gatunek: młodzieżowa
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 464
Tłumaczenie: Anna Wróblewska

Cześć kochani,
dziś przychodzę do Was z kolejną recenzją książkową, która tak naprawdę miała być wczoraj, ale z racji braku czasu nie mogłam jej skończyć ;) Zapraszam do czytania :)



Krótko o treści...


Miłość przestała interesować Audrey, od kiedy z powodu ojca jej matka przeszła załamanie nerwowe. By odciąć się od rodzinnych problemów dziewczyna zatrudnia się w kinie. Tam poznaje niedoszłego filmowca Harry’ego. Nikt nie spodziewa się, że Audrey i Harry zakochają się w sobie tak szybko i szaleńczo. Jednak ich uczucie nie sprawi, że wszystko pójdzie jak z płatka.

Niestety prawdziwa miłość nie zawsze jest taka, jak w filmach…
(opis pochodzi ze strony Wydawnictwa Zielona Sowa)

Moja opinia...

Kiedy wybierałam do recenzji "To zdarza się tylko w filmach" Holly Bourne, opis który mogliście przeczytać powyżej urzekł mnie i porwał w całości. Lubię lekkie i przyjemne młodzieżówki, a ta właśnie na taką się zanosiła. Jednak tak jak i Wy wpadłam w pewnym sensie w sidła...

Z Holly Bourne spotykałam się po raz pierwszy i jednoznacznie muszę stwierdzić, że autorka ma bardzo przyjemny styl pisania, dzięki czemu książkę czyta się w zaskakująco szybkim tempie. Akcja goni akcję, tempo jest wartkie i nie można się przy niej nudzić. Fabuła jest ładnie zawiązana, nie znalazłam też żadnych rażących błędów. Mamy tu równowagę pomiędzy narracją a dialogami, co uważam za ogromną zaletę każdej powieści.
Narrator jest pierwszoosobowy, dzięki czemu mamy dostęp do przemyśleń głównej bohaterki, co też uważam za swoisty plus, ponieważ w niektórych sytuacjach można było zrozumieć motywy jakimi kierowała się Audrey, ale...



Przez to, że mamy dostęp do przemyśleń głównej postaci, uważam że jest ona najsłabszym ogniwem tej powieści. Mamy tutaj przykład typowej, brytyjskiej nastolatki, która próbuje się odnaleźć w otaczającym ją świecie. Problemy w domu znajdują swoje ujście w jej codziennym postępowaniu. Rozwód rodziców czy załamanie psychiczne matki sprawiają, że dziewczyna próbuje uciec od trosk i zmartwień do pracy - kina, gdzie spędza większość wieczorów. Problemy rodzinne jak i krzywdzące postępowanie ze strony jej byłego chłopaka, zostawiają szramę na psychice. Audrey próbuje na nowo otworzyć się przed płcią brzydką, jednak poprzez przeszłe doświadczenia ma niewątpliwy problem z zaufaniem.

I teraz moglibyście pomyśleć gdzie są te minusy głównej bohaterki - już tłumaczę i przechodzę do meritum.
Holly Bourne stworzyła bardzo nierówną postać, która z jednej strony podnosi się z kolan emocjonalnych, z drugiej zaś jej niektóre rozważania sprawiają, że nie wiadomo do końca czy się śmiać czy płakać - są bardzo niedojrzałe i dziecinne. Z początku bardzo mnie drażniły, pod koniec chyba w końcu wyczułam komizm sytuacji i po prostu się z nich śmiałam.
Jej wybory również dają nam wiele do myślenia - pakować się w nowy związek z chłopakiem, który pali trawkę oraz nie do końca ma pomysł na siebie i swoje życie, a do tego wszystkiego ma opinię bawidamka? 
Odnosiłam przez większość lektury wrażenie, że autorka stworzyła postać z jednej strony idealną: piękną, seksowną i utalentowaną dziewczynę, której pod powierzchnią warstwa emocjonalnej dojrzałości była na poziomie dwunastolatki i to było dość przykre patrząc na całą historię.

Nie mówię, że "To zdarza się tylko w filmach" jest złą książką, bo jest to słodko-gorzka historia, w której znajdziemy wątki miłości, przyjaźni, odnajdowania się w nowej rzeczywistości, ale też samotności, próby łatania ran... Jest to książka specyficzna, która może się spodobać niejednej nastolatce ze względu na poruszane w niej problemy oraz tematykę.

"[...] miłość to nie tylko uczucie. Miłość to również wybór. Czasami nie jesteś w stanie zapanować nad swoimi uczuciami, ale nadal odpowiadasz za decyzje, jakie w związku z nimi podejmujesz."

Na szczęście autorka postanowiła nie iść drogą większości młodzieżówek i zakończenie może nas wprowadzić w pewne zaskoczenie, co uważam za ogromny plus. Było niesztampowe, dość niespotykane, dzięki czemu dało się wyczuć cynizm sytuacji, który towarzyszył głównej bohaterce przez całą powieść.

I już na koniec na uwagę zasługuje oprawa graficzna samej książki. Utrzymana w bardzo optymistycznych kolorach, a jednocześnie minimalistyczna, z lekkim uszlachetnieniem na okładce w postaci wytłoczonych popcornów. Z pewnością będzie się rzucała w oczy z półek przeróżnych księgarń.


Moja ocena...

"To zdarza się tylko w filmach" autorstwa Holly Bourne była dość przyjemną rozrywką, która do samego końca była lekką niespodzianką. Mimo wszystko cieszę się, że znów miałam przyjemność przyjrzeć się życiu brytyjskich nastolatków: ich problemom, zawirowaniom życiowym.
Moim zdaniem powieść zasługuje na bardzo mocne 6/10. Dajcie znać w komentarzach czy przeczytacie tę powieść :)

Za możliwość recenzji oraz egzemplarz finalny chciałabym podziękować Wydawnictwu Zielona Sowa.


kwietnia 05, 2018 No komentarze

Autor: Tess Gerritsen
Tytuł: "Bez odwrotu" 
Gatunek: thriller medyczny
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Harper Collins
Ilość stron: 288
Tłumaczenie: Maria Świderska

Cześć kochani,
ostatnio miałam wątpliwą przyjemność zapoznać się z twórczością Tess Gerritsen, tak uwielbianą przez wielu, ale czy przypadkiem nie jest na wyrost przereklamowana?


Krótko o treści...


Jest ciemna deszczowa noc... Ten mężczyzna pojawia się znikąd. Wpada prosto pod koła jej samochodu. Catherine Weaver nie ma szans, by w porę zahamować. Odwozi rannego do szpitala. Na miejscu okazuje się, że mężczyzna, którego potrąciła, został wcześniej postrzelony. Po opuszczeniu szpitala Victor Holland odnajduje Catherine. Chce odzyskać dokumenty, które ukrył w jej samochodzie. Te informacje mogą pogrążyć ludzi z najwyższych szczebli władzy. Są jak tykająca bomba zegarowa. Teraz obojgu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Moja opinia...


Z Tess Gerristen jest to moja pierwsza styczność i muszę już na wstępie napisać, że chyba będzie to ostatnia przygoda z tą autorką. Książka "Bez odwrotu" sprawiła, że do kolejnego podejścia do twórczości tej autorki nieprędko się skuszę.

Pomimo tego, że styl pisania Tess był przyjemny, a samą książkę pochłonęłam w zawrotnym tempie, to jednak całościowo nie spodobała mi się ta powieść. Autorka chyba chciała pociągnąć za dużo srok za jeden ogon. Mamy tu akcję, wątek miłosny(dość wątpliwej jakości), motyw ciągłej podróży/ucieczki, a także zagadkę, która próbuje nas przytrzymać do końca powieści w niepewności.
Jednak wszystkie wyżej wymienione elementy są przeciętnej jakości. Najgorsze z tego wszystkiego chyba był romans pomiędzy głównymi bohaterami.


Nie wiem czy główna bohaterka była aż tak zdesperowana brakiem mężczyzny przy boku, czy rzeczywiście wpadł w jej oko Victor, ale kto normalny na ulicy całuje pierwszego lepszego mężczyznę, który się napatoczy na chodniku? Autorka nie do końca wie jaka Catherine ma tak naprawdę być, bo z jednej strony robi z niej uczuciową desperatkę, dość łatwowierną, która jest krucha i emocjonalnie nieposkładana po poprzednim związku. Z drugiej zaś walczącą i potrafiącą się rzucić w wir nie do końca klarownych wydarzeń. Ta niespójność mocno drażniła podczas czytania.
Dodatkowo brak było wyczuwalnej chemii pomiędzy Catherine a Victorem. Oboje byli po pewnych przejściach i miałam wrażenie, że ich związek powstał na zasadzie "z braku laku, lepiej być z kimkolwiek niż spędzić życie samotnie".

Chciałabym napisać coś pozytywnego o tej powieści, ale oprócz dobrego stylu i szybkości w czytaniu, niestety "Bez odwrotu" niekoniecznie stanie się książką, do której kogokolwiek bym zachęciła. A nie, jest jeszcze jeden plus w tej pozycji. Duża czcionka. Jak na tak cienką powieść, trochę mnie ona zaskoczyła i podejrzewam, że gdyby była odrobinę mniejsza, to i sama książka zmniejszyłaby o połowę swoją objętość.

Moja ocena...

Jest to chyba najgorsza książka przeczytana przeze mnie w tym roku. Mocno przeciętna, z wybujałymi wątpliwej jakości wątkami tajemnic oraz romansu. Wielokrotnie podczas czytania miałam ochotę rzucić książką przez okno, dlatego też ocena nie może być wyższa niż 3/10. 
A Tess Gerritsen na razie podziękuję.
kwietnia 02, 2018 No komentarze
Newer Posts
Older Posts

Wyzwanie obieżyświata

Pod tym linkiem znajduje się więcej informacji na temat wyzwania czytelniczego, jakie sobie narzuciłam w 2019r.
Pewnie przejdzie ono również na 2020r., ale mimo wszystko zachęcam do zajrzenia na stronę :)

W I Ę C E J

Zajrzało tu już...

About me

About Me

Cześć!
Witaj w moim małym miejscu.
Serdecznie zapraszam cię do mojego świata, gdzie królują książki i filmy.
Zrób sobie herbatkę lub kawkę, złap za ciepły kocyk i spędź miło czas :)

Kasia, @czytamiogladam_pl

Instagram

Labels

10/10 2/10 3/10 4/10 5/10 6/10 7/10 8/10 9/10 film książka

Blog Archive

  • ►  2021 (1)
    • ►  września (1)
  • ►  2019 (33)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (6)
  • ▼  2018 (97)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (7)
    • ►  września (12)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (10)
    • ▼  kwietnia (10)
      • #125 Pocałunek cesarza | S. Bachleda
      • Zapowiedzi książkowe | maj 2018
      • #124 Najtwardsza stal | S. Cole
      • #123 Historia złych uczynków | Katarzyna Zyskowska
      • #122 Wiem o tobie wszystko | C. Kendal
      • #121 Zadziwiający świat ptaków - J. Robbins
      • #120 Tysiąc pocałunków | T. Cole
      • #119 Karmelovy popcorn | K. Wagasewicz
      • #118 To zdarza się tylko w filmach | H. Bourne
      • #117 Bez odwrotu | T. Gerritsen
    • ►  marca (10)
    • ►  lutego (9)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2017 (99)
    • ►  grudnia (9)
    • ►  listopada (10)
    • ►  października (11)
    • ►  września (11)
    • ►  sierpnia (13)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (12)
    • ►  maja (8)
    • ►  kwietnia (8)
    • ►  marca (2)

Created with by ThemeXpose